O ofiarach swoich donosów: Oczywiście, że można zaprosić Jasińskiego, Szylera czy Jagielskiego i innych podobnych, ale po co? Oni w tamtym czasie, w 1970 r. a i potem w 1980, nic nie znaczyli i nigdy nie byli groźni dla komuny. Kablowanie na nich i o nich to byłoby odciąganie SB od faktycznych możliwych niebezpieczeństw tamtego czasu. Tacy durnie to oni nie byli i poznaliby krecią robotę. Oczywiście, ci ludzie chcieliby być bohaterami prześladowanymi, na których donoszono. Tylko na donoszenie, kablowanie to trzeba zasłużyć w takich czasach.
O Andrzeju Gwieździe: Od drugiego dnia strajku walczył nie z komuną a ze mną, walczył argumentami, które podrzucała mu bezpieka.
O Adamie Hodyszu: Jak zdradził raz, może zdradzić po raz kolejny. [wg Borusewicza Hodysz pomógł "Solidarności" zidentyfikować kilkudziesięciu agentów SB, za swoją działalność  odsiedział w więzieniu trzy razy dłużej niż Wałęsa w internacie, w III RP został wyrzucony z UOP za prezydentury Wałęsy, po tym jak realizując sejmową uchwałę przekazał teczkę "Bolka"]
O Ryszardzie Kuklińskim: Kukliński, który sprzeniewierzył się wojskowej przysiędze, nie może być dobrym wzorem. [przez 5 lat prezydentury Wałęsa mimo licznych apeli, np. Zbigniewa Brzezińskiego, skutecznie torpedował ułaskawienie "zdrajcy" Kuklińskiego, wyrok śmierci anulował Kuklińskiemu dopiero Sąd Najwyższy w 1995 roku]
O Bogdanie Borusewiczu: Kazałeś opisać mi grudzień 1970, ja to zrobiłem dość szczegółowo i że to trafiło od Ciebie do SB, czy wiesz, że z tych opisów wspaniale pasujących zrobiono donosy Bolka. Poczuj się trochę poza kompleksem i stań po stronie prawdy i nie opowiadaj kłamstw, bo zmusisz mnie do reakcji, wyciągnięcia świadków, faktów i dowodów. Ja kierowałem całością walki do zwycięstwa, czasami bardzo ułatwiałeś robotę SB, nie chciej, bym musiał Ci udowadniać. (...) On burzył koniec strajku, on burzył strajk w 1989 r. Bogdan nie miał prawa wejścia do stoczni, jaką ja walkę stoczyłem, żeby w ogóle wchodził. Co tu mówić o jakimś rządzeniu, o jakiś decyzjach. Wszystkie jego najważniejsze decyzje były niedobre. Gdybym nie jeździł za nim i odkręcał, to mielibyśmy zwycięstwo. Pomaganie kłamstwu, pomaganie bezpiece, dawanie jej szans to jest agentura. Więc co to jest to jego zachowanie, to oszukiwanie narodu? To nie jest agentura? 
O Annie Walentynowicz: Oceniam ją bardzo źle, bardzo nisko. Nie zasługuje na żadne wspieranie, bo więcej złego zrobiła niż dobrego.  O zmarłych nie mówi i nie pisze się żle, no ale jestem zmuszony .W tamtym czasie zamiast współdziałać, to pewna grupa ludzi , bez przerwy ryła, przeszkadzała, więcej złego zrobili niż SB. Do tych ludzi należała Walentynowicz.
O Henryce Krzywonos: Krzywonos nie ma mózgu, to za mózg strajku uznała Borusewicza, bo go tam spotkała. Ona była bez mózgu, nie miała pojęcia, co się dzieje i jak się dzieje. I do dziś chyba nie rozumie.
O Jacku Kuroniu: Prowadził negocjacje z SB, bo go osobiście do tego upoważniłem. Nie tylko zresztą Jacka Kuronia. Robiło to jeszcze dwadzieścia innych zaufanych osób. Za zadanie mieli prowadzić wszelkie możliwe rozmowy, także z SB. Zasada była jednak taka: oni negocjują, ale nie podejmują żadnych decyzji. To było moje zadanie. Miałem silną pozycję i było wiadomo, że nie zdradzę. Nie chcę na razie wymieniać wszystkich nazwisk. Wymienię tylko Jacka Kuronia, Adama Michnika oraz Jarosława i Lecha Kaczyńskich.

O Lechu Kaczyńskim: Siedział grzecznie pod miotłą, był takim „przynieś, podaj, pozamiataj”. To jest mały zakompleksiony człowiek, który próbuje zniszczyć tamten dorobek. Całe życie Lech Kaczyński trząsł się ze strachu, a teraz kiedy mu wolno, pokazuje jaki jest ważny. Są takie łajniaki, które można przystawić do miodu, ale one i tak zawsze wrócą do łajna. Na pewno zginął i to jest osiągnięcie, że zginął. Natomiast innych osiągnięć nie widzę.
O Jarosławie Kaczyńskim: Ten "Bolek" nie był tak ohydny w swym działaniu wtedy, jak Kaczyński dzisiaj. Ten agent był lepszy. Bardziej bym jemu ufał niż panu, panie Kaczyński.  
O Krzysztofie Wyszkowskim: Wyszkowski ma ksero, podróby i się wygłupia. To jest chory człowiek, to jest małpa z brzytwą (…). Pan jest chorym debilem!
O SB: 60% to byli patrioci.
Jeśli wierzyć Wałęsie, SB nie była wcale taka straszna, dużo gorsi byli jego koledzy z "Solidarności", bo mu utrudniali jednoosobowe zwycięstwo. Taka była "Solidarność" we wspomnieniach Wałęsy, gorsza jest chyba tylko ta ze wspomnień Waldemara Kuczyńskiego ("Na szczęście młodzież twierdzi, że braliśmy w dupę mniej więcej tak samo, jak inne narody i że obity tyłek nie jest żadnym powodem do dumy. Bo jeszcze warto by się zastanowić ile razy sami go bez sensu nadstawialiśmy myśląc, że to opancerzona pięść. A jak ktoś próbował nam w tym przeszkodzić, jak margrabia Wielopolski (nieskutecznie) i generał Jaruzelski (skutecznie), to robił za zdrajcę i pachołka obcych"). Hipokryzją zalatuje więc argumentowanie, że obrona zakłamanej biografii Wałęsy to obrona całego ruchu, gdy jest wprost przeciwnie - obrona biografii Wałęsy wymaga oskarżenia wszystkich wokół. O to, że nie dość odważnie walczyli, o to że szkodzili bardziej niż SB, czy wreszcie o to, że wszyscy są umoczeni, bo nie można się było nie umoczyć. Jeśli ktoś ma tak marne zdanie o wielomilionowym ruchu, którego Wałęsa jest symbolem, ale z pewnością nie największym bohaterem, niech powtarza, że "wszyscy byliśmy Bolkami". Trzeba mieć jednak świadomość, że postawa obrońców Wałęsy jest bardzo upokarzająca dla samego Wałęsy - zupełnie jak wrogowie Wałęsy zakładają, że życiorys Wałęsy się nie broni, i żeby Wałęsa pozostał bohaterem, trzeba ten życiorys zakłamać zupełnie na rympał, wbrew oczywistym faktom. Naprawdę tak źle o nim myślicie? 
Determinacja Wałęsy w zakłamywaniu własnej biografii to dzisiaj najpoważniejszy argument za tym, że "Bolek" z lat 70-tych musiał mieć znaczący wpływ na późniejsze decyzje Lecha Wałęsy. Bo jeśli Wałęsa - noblista, były prezydent, milioner, i legenda - jest w stanie tak bardzo zatracić się w kłamstwie, na które już dawno nikt się nie nabiera i nawet najwierniejsi obrońcy mogą już tylko apelować o zamknięcie na to kłamstwo oczu, to z ręką na sercu - na czym mam oprzeć wiarę, że prześladujący Wałęsę "Bolek" nie miał najmniejszego wpływu na całą prezydenturę Wałęsy? Na założeniu, że nikt nigdy nie próbował teczki "Bolka" wykorzystać, czy na założeniu, że próbował, ale Wałęsa się temu bohatersko oparł, i tylko jakoś przez ćwierć wieku nie umie się do tego przyznać?"