20.05.2015

Budzący się 4 - bul comorra szczynukowycz





















http://wiadomosci.onet.pl/kraj/debata-komorowski-duda-u-kukiza-nie-odbedzie-sie/ylwc1m



"~Adam do ~I PO BULU: 

Historia Komorowskich z sieci!


Dziadek Prezydenta Komorowskiego Osip Szczynukowicz, jak i ojciec Zygmunt Komorowski działali zawsze na szkodę Państwa Polskiego, pierwszy walcząc w 1920 r przeciwko Polsce, drugi będąc oficerem LWP przyczynił się do mordowania żołnierzy AK na Podlasiu, był także sowieckim agentem. Obecna zona gubernatora Polski Anna" pochodzi z rodziny UB. Rodzice "komorowskiej" zmieniali 3 razy nazwisko najpierw matka nazywała się Hanna Rojer później zmieniła na Józefa Deptula a gdy Anna miała 2 lata zmienili nazwisko na Dembowscy-pracowali czynnie w PZPR byli rosyjskimi szpiegami Dlaczego nie piętnuje się kłamstw, które serwował Komorowski podczas kampanii wyborczej??? Dlaczego temat odszedł w zapomnienie ??? przecież okłamał cały naród o jego rzekomym szlacheckim pochodzeniu, pamiętacie jak szczycił się herbem ??? Kto z Polaków wie, że dziadkowi Bronisława Komorowskiego udało się zbiec z polskiej niewoli (do której trafił po bitwie pod Niemnem w 1920r. - zachowała się jego kartoteka jeńca wojennego) i schronił się na Litwie w Kowaliszkach u polskiej szlachty o nazwisku Komorowscy. Właściciele majątku wkrótce zginęli z rąk Rosjan, do których donosił mieszkający u nich Osip Szczynukowicz, - dziadek obecnego prezydenta, skarżąc Komorowskich o sprzyjanie Polakom, a Szczynukowicz przywłaszczył sobie ich nazwisko w celach agenturalnych.

Tam w roku 1925 narodził się Zygmunt Leon Komorowski, ojciec Bronisława Marii, kto o tym wie ?? Dlaczego po ujawnieniu kłamstw o rzekomym tytule szlacheckim i herbie rodzinnym szybko te informacje znikły z oficjalnej strony Komorowskiego ??

Dlaczego dziś prezydent, któremu najbardziej powinno zależeć na wyjaśnieniu tragedii w Smoleńsku powtarza kłamstwa MAK'u, obarcza winą polskich pilotów wytykając im szkolne błędy a nowe ustalenia wybitnych specjalistów i prof. Biniendy, dr Nowaczyka czy inż. Szuladzińskiego i ich samych nazywa " egzotycznymi naukowcami" i wyśmiewa ich, szanowany na całym świecie dorobek naukowy i ceniony profesjonalizm.

Kto z Polaków wie, że Komorowski zna się prywatnie z wieloma oficerami GRU (radzieckie służb specjalne) kto z Was wie, o tajemniczych jego spotkaniach na terenie Rosji i Armenii czy nawet Szwajcarii z przedstawicielami GRU i FSB oraz właścicielem zakładów w Samarze remontujących przed zamachem prezydenckiego tupolewa, czy sam fakt, że o tych spotkaniach nie została poinformowana opinia publiczna nie daje Wam nic do myślenia ???

Prawda jest taka, Polska jest naszpikowana rosyjskimi agentami i osobami, które są zależne od Kremla, media w Polsce nie są polskie jakie wiemy, czyli sprzyjające obecnej władzy i Prezydentowi, media ( jakie widać i słychać) zostały stworzone i finansowane pod koniec lat osiemdziesiątych przez służby specjalne PRL, których oficerami prowadzącymi byli tajni agenci KGB.


I ciekawe dlaczego Komorowski wysłał byłego agenta do Komisji Weryfikacyjnej WSI, aby wykraść swoje papiery!!!!
To oznacza , że coś z nim jest nie w porządku. Dziwna i zakłamana jest jego historia rodzinna i sam wykradziony tytuł hrabiowski, którym się szczyci obłudnik!!!!!!! Polacy musza to wiedzieć!




~Kwestia smaku : Miałem nie iść na wybory ale kiedy zobaczyłem wylewający się z mediów potok nieczystości płynący z ust obrońców i pomagierów panującej nam od 8 lat władzy - zrozumiałem, że w imię obrony demokracji trzeba na nie iść i kopnąć PO w spasiony, tłusty i odrażający zad".
























http://wgospodarce.pl/informacje/19896-dyskretny-urok-bentleya




"Dyskretny urok „Bentleya”

























W warszawskim sądzie ruszył proces w sprawie „Pro Civili”, matki wszystkich afer III RP, z którą łączy się Bronisława Komorowskiego.
Na ławie oskarżonych zasiadł człowiek przedstawiany w mediach, jako szef wszystkich szefów. To Piotr P. pseud. „Bentley”, kapitan WSI aresztowany niedawno za skok na kasę w Wołominie.
Ta historia jest prosta, bo ma proste przesłanie: o miłości do ojczyzny. O tej miłości nie trzeba mówić tylko ją realizować. Tak mówił dwa lata temu do kamery, wystrojony we frak Piotr P. podczas uroczystej premiery superprodukcji „Bitwa Warszawska 1920”, której był producentem. Oficer Wojskowych Służb Informacyjnych (WSI), w cywilu zwany „Bentleyem” (od marki ekskluzywnego samochodu, którym do niedawna jeździł), recenzując swój film wyjawił życiowe credo. Zawsze bowiem kochał ojczyznę ale raczej o tym nie mówił, wolał działać... Jego ojczyzna nazywa się Polska Rzeczpospolita Ludowa. Na miłości do niej zbił prawdziwą fortunę. Problem w tym, że to miłość toksyczna, a pieniądze brudne.
Proces Piotra P. ruszył po cichu i bez zbędnego rozgłosu. Kapitan WSI pojawił się w warszawskim Sądzie Okręgowym 24 kwietnia 2015 roku. „Siwiejący 52-letni mężczyzna w okularach, ubrany był w jasną marynarkę w kolorze khaki i czarną koszulę. Sprawiał wrażenie rozbawionego całą sytuacją.” - relacjonowała pierwszą rozprawę „Gazeta Wyborcza”, która jako jedyna podała informację o rozpoczynającym się procesie z udziałem P. (sygn. akt nr XVIII K 180/14).
Prokurator oskarżył go o udział w zorganizowanej grupie przestępczej, która w ramach fundacji Pro Civili mogła wyprowadzić za granicę nawet 400 mln zł. Z całej masy mniej lub bardziej tajnych dokumentów, zeznań świadków i relacji dziennikarzy wynika, że jest to jedna z najbardziej mrocznych afer w historii III RP. Można powiedzieć, że to matka wszystkich polskich afer, bo fundacja „Pro Civili” do spółki z WSI kontrolowały całą przestępczość zorganizowaną w Polsce po 1989 roku. To właśnie tę aferę opisuje Wojciech Sumliński w swojej najnowszej książce pt. „Niebezpieczne związki Bronisława Komorowskiego”. To właśnie w tej sprawie grasuje od lat „seryjny samobójca”, który według wyliczeń Sumlińskiego, ma już na sumieniu 17 osób... - W maju będzie się sporo w tej sprawie działo. Proces jest jawny, każdy może wejść na salę rozpraw. Z dostępem do akt też nie powinno być problemu – twierdzi prokurator Przemysław Nowak, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Historia kontrolowana
Jednak wbrew prokuratorskim zapewnieniom, prowadzący sprawę sędzia Andrzej Krasnodębski, blokuje nam dostęp do akt. Najpierw do redakcji dociera z sądu informacja, że źle sformułowaliśmy wniosek - chociaż był napisany poprawnie. Kilka dni później sędzia - bez uzasadnienia - kategorycznie odmawia nam dostępu do akt sprawy afery „Pro Civili”. Decyzja zaskakująca, bo trzy inne redakcje - „Newsweek”, „Polityka” i „Gazeta Wyborcza” - czerpią informacje z tych akt pełnymi garściami. Przy czym trzeba przyznać, że przedstawiają całą sprawę bardzo selektywnie i tendencyjnie. W ich narracji postać Bronisława Komorowskiego w kontekście afery „Pro Civili” praktycznie nie istnieje. P. zaś jest kreowany na w sumie sympatycznego gangstera, którego agenturalna przeszłość w zasadzie nie ma znaczenia. Mało tego, kapitan WSI zaczyna być używany do wybielania postaci Bronisława Komorowskiego. „Jego nazwisko zostało nawet użyte w kampanii prezydenckiej przez polityków prawicy do nietrafionego ataku na prezydenta Komorowskiego” - pisze o P. „Wyborcza”
Jednocześnie w relacjach mediów głównego nurtu na temat przekrętów P., na coraz dalszy plan schodzi SKOK Wołomin. Ta afera jest już ewidentnie wygaszana, chociaż to przecież w tej sprawie kapitan P. usłyszał sześć miesięcy temu prokuratorskie zarzuty i został osadzony w areszcie. Wszyscy „dziennikarze śledczy” biorą teraz na tapetę aferę „Pro Civili”, w sprawie której wszystkie postępowania zostały umorzone lub zawieszone ponad 12 lat temu. Warszawska prokuratura postanawia odkurzyć ponad 200 tomów akt „Pro Civili”, wznowić śledztwo i skierować sprawę do sądu. Tak się składa, że mniej więcej w tym samym czasie Wojciech Sumliński opublikował książkę, w której ujawnił kulisy afery „Pro Civili”, obszernie opisując niebagatelną rolę jaką odegrał w tym gigantycznym przekręcie Bronisław Komorowski.
Niezły gryps
Ale akurat o Piotrze P. Sumliński pisze zaskakująco mało. W sumie w jego książce pada tylko jedno zdanie: „Znajomy grubych ryb, na dziś nie do ruszenia”. Za to media głównego nurtu prześcigają się w „donosach” na „Bentleya”. „Newsweek” publikuje o tajemniczym kapitanie WSI całą serię artykułów, pisząc w jednym z nich, że P. jest „tak ważny jak prezydent i premier razem wzięci”. Zestawiając te rewelacje z faktami opisanymi w słynnym „Raporcie WSI”, przygotowanym przez Komisję Weryfikacyjną pod przewodnictwem Antoniego Macierewicza, można dojść do wniosku, że mamy do czynienia z szefem wszystkich szefów, przy którym takie legendy polskiej mafii, jak „Masa”, „Pershing” czy „Nikoś” wyglądają jak chłopcy na posyłki.
Gdyby policzyć pieniądze, które przepadły w przekrętach oficjalnie przypisywanych organizacji przestępczej, na której czele stoi rzekomo „Bentley” (m.in. afery w fundacji „Pro Civili”, Ursusie, Hydrobudowie Gdańsk, czy SKOK-u Wołomin), wyszłoby lekką ręką około 1 mld zł. Zaś rozmach z jakim żyje kapitan P. (luksusowa rezydencja w Nieporęcie, bentley, helikopter, wystawne przyjęcia, na które tłumnie przybywają elity rządzące) ewidentnie wskazuje, że mamy do czynienia z człowiekiem niezwykle majętnym.
Jakby tego było mało, kilka tygodni temu do mediów trafiają przecieki z aresztu w Międzyrzeczu, w którym siedzi P. Podobno tamtejsza straż więzienna przechwyciła grypsy oficera WSI, kierowane do Bronisława Komorowskiego, w których gangster instruuje prezydenta co ma robić w kulminacyjnym punkcie trwającej kampanii wyborczej. Informacja praktycznie nie do sprawdzenia, przekazywana między dziennikarzami pocztą pantoflową, zamienia się w plotkę, która błyskawicznie rozchodzi się wśród polityków i – co najważniejsze - działa na wyobraźnię. Wszyscy się niby z tego śmieją, uznając za kompletną bzdurę, ale tak naprawdę łykają tę miejską legendę i w duchu zaczynają się solidnie bać kapitana „Bentleya”.
I wszystko wskazuje na to, że słusznie się boją, bo Piotr P. to nie jakiś tam „ojciec chrzestny”, który idzie po trupach do celu. To wyrafinowany oficer służb, który potrafi z zimną krwią ogrywać najważniejsze osoby w państwie. Do pełnienia takiej roli został przecież świetnie przygotowany przez system, w którym zakochał się bez pamięci.
Romantyczny komunista
Z akt personalnych kapitana Piotra P., zarchiwizowanych w Instytucie Pamięci Narodowej wynika, że urodził się 13 października 1963 roku w Stawiszynie (woj. kaliskie). Wychowywał się w rodzinie robotniczej (ojciec malarz – tapeciarz, matka bez zawodu). W liceum chodził do klasy humanistycznej, romantyczna dusza - maturę pisał z języka polskiego i wychowania muzycznego (temat pracy: „Związek muzyki z literaturą na wybranych przykładach dzieł pisarzy, poetów i muzyków romantyzmu i post romantyzmu”).
W październiku 1981 roku zasilił szeregi Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej, rok później był już członkiem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i zdawał egzamin na kierunek polityczny na słynnym „Zmechu”, czyli Wyższej Szkole Oficerskiej Wojsk Zmechanizowanych im. Tadeusza Kościuszki. Nie zdał, dostał dwie dwóje - z wychowania fizycznego i historii. Wtedy Polska ludowa po raz pierwszy wyciągnęła do niego pomocną dłoń. Wojskowa komisja egzaminacyjna uznała bowiem, że Piotr P. choć na „Zmech” się nie zakwalifikował, to starczyło mu punktów, by dostać się do Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Pancernych im. Stefana Czarneckiego w Poznaniu.
Wyznanie wiary
P. studia skończył z wyróżnieniem i wiódł w armii żywot oficera politycznego aż do 27 lutego 1988 roku. Wtedy to ppor. Piotr P., instruktor młodzieżowy w Jednostce Wojskowej 2707 z Żagania, idąc za głosem serca, napisał coś na kształt wyznania wiary, adresując je bezpośrednio do gen. bryg. Zbigniewa Rozbickiego, dowódcy Śląskiego Okręgu Wojskowego. W swoim piśmie prosił o przeniesienie z korpusu oficerów politycznych do korpusu oficerów Wojskowej Służby Wewnętrznej (WSW)...
„Zostać oficerem zdecydowałem się w trudnym dla naszego narodu momencie w 1980 roku. Decyzję powyższą podjąłem z chęci czynnego przeciwstawienia się zaistniałej sytuacji, określenia swego stanowiska wobec nieustannych prób zwalczania i zniesławiania socjalizmu, władzy ludowej i partii” - pisał w swoim podaniu ambitny żołnierz. „Sądzę, że jako oficer WSW mógłbym głębiej i z większym pożytkiem przyczynić się do umacniania siły i autorytetu wojska w społeczeństwie, wykorzystując zdobyte doświadczenie z pracy w aparacie politycznym” - uzasadniał swoją prośbę P.
Generał Rozbicki prośbę rozpatrzył pozytywnie i pchnął młodego podporucznika prosto w objęcia gen. Edmunda Buły - legendarnego szefa WSW, który zasłynął z tego, że na początku lat 90. skopiował archiwa wojskowych służb i wysłał do Moskwy, a potem rozkazał wszystko spalić na terenie jednostki wojskowej w Mińsku Mazowieckim.
W czasie gdy w Polsce dokonywała się transformacja ustrojowa, czyli na przełomie lat 1988-89, Piotr P. ukończył Kurs Przekwalifikowania Oficerów Kontrwywiadu Wojskowego w korpusie bezpieczeństwa i prewencji wojskowej o specjalności kontrwywiadowczej. W „Opinii Specjalnej” po ukończeniu kursu napisano o P.: „Nie wymaga kontroli. Dobrze przygotowany do podjęcia pracy. Nadaje się na oficera obiektowego Kontrwywiadu Wojskowego”.
Świeżo upieczony agent trafił prosto do Szefostwa WSW, lądując w Oddziale III Zarządu I - sekcja W17, zajmująca się zwalczaniem dywersji ideologicznej. Jego bezpośrednim przełożonym był płk. Marek Wolny, który podlegał płk. Aleksandrowi Lichockiemu. Ostatnia adnotacja w aktach osobowych Piotra P. pochodzi z 31 sierpnia 1990 r. (zgodnie z ustawą IPN ma prawo posiadać i udostępniać dokumenty tylko do tej daty). Wtedy P. trafił do Sztabu Generalnego. W nazwie stanowiska widnieje tylko zapis: „dyspozycja szefa”. Jest też ocena jego pracy: „Bardzo dobrze wszedł w ochraniany obiekt”.
Oficer na prawicy
Dalsze losy oficera P. można odnaleźć w „Raporcie WSI”. Piotr P. w latach 1991-1996 był oficerem KW WSI, w latach 1992-1995 zajmował się tzw. osłoną obiektową Wojskowej Akademii Technicznej. Równolegle zajmował się niezwykle wyrafinowaną inwigilacją polskiej prawicy, działając w porozumieniu ze swoimi byłymi szefami – płk. Aleksandrem Lichockim oraz płk. Markiem Wolnym. Wojskowe Służby Informacyjne wzięły wtedy pod lupę najsilniejsze ugrupowania prawicowe w Polsce (m. in. Porozumienie Centrum, Ruch Odrodzenia Polski). Agenci WSI szukali haków na liderów tych partii, obejmując totalną inwigilacją m.in. Lecha Kaczyńskiego, Jarosława Kaczyńskiego, Jana Olszewskiego czy Jana Parysa.
Jednym z najlepszych i najskuteczniejszych w tej materii agentów był podobno Piotr P. Potrafił się zaprzyjaźniać i wkradać w łaski polityków prawicy, wchodząc w posiadanie najbardziej wrażliwych informacji na ich temat, które w przyszłości mogły posłużyć do skutecznego hakowania.
Według informacji tygodnika „Newsweek”, pochodzących prawdopodobnie z akt sprawy „Pro Civili”, P. odszedł ze służby w 1995 r. Podczas wywiadu z psychologiem stwierdził ponoć, że jego odejście ma związek ze zmianą rządu. Ale jego przełożony miał zeznać, że P. odszedł ze służby „na podstawie informacji komórki bezpieczeństwa wewnętrznego WSI”. Zaś w jego pożegnalnej opinii napisano: „Ze swoim doświadczeniem operacyjnym i uzdolnieniami organizatorskimi może być bardzo przydatny do pracy poza wojskiem na stanowiskach kierowniczych”.
Mózg operacji
Po takim namaszczeniu Piotr P. bez większych problemów został przewodniczącym Rady Nadzorczej fundacji „Pro Civili”, która była de facto źródłem wszelkiego zła, do dziś panoszącego się w polskiej gospodarce. W „Raporcie WSI” P. określany jest mianem „mózgu” wszystkich operacji na linii „Pro Civili” - Wojskowa Akademia Techniczna, których celem było wyprowadzanie ciężkich milionów z Polski za granicę. Według ustaleń Centralnego Biura Śledczego (CBŚ) i warszawskiej prokuratury pieniądze te trafiały do spółek zarejestrowanych na Cyprze.
Z kolei Wojciech Sumliński w „Niebezpiecznych związkach Bronisława Komorowskiego” sugeruje, że część środków z afery „Pro Civili” mogło trafić do Szwajcarii na konta założone w Coutts Banku, którego szefem był Peter Vogel, słynny „kasjer lewicy”. Poszlaką, na którą wskazuje Sumliński jest fakt, że ostatni prezes fundacji „Pro Civili” Wiesław Bruździak został szefem ochrony w Coutts Banku. Sugestię Sumlińskiego może z kolei uwiarygadniać fakt, że Peter Vogel w wywiadzie, którego udzielił w czerwcu ubiegłego roku „Gazecie Bankowej” oraz tygodnikowi „wSieci” otwarcie przyznał, że znajdował się w strefie zainteresowań WSI. Szwajcarski bankier ujawnił też, że spotkał się z Bronisławem Komorowskim w jego biurze poselskim i wciągnął przyszłego prezydenta na słynną „listę Vogla”.
PRZECZYTAJ WYWIAD Z PETEREM VOGLEM: "Spalony bankier"
Co prawda Peter Vogel od razu zastrzegł, by nie wyciągać z tego zdarzenia zbyt daleko idących wniosków, bo Komorowski nie był jego klientem. Ale przecież wcale nie musiał nim być, żeby móc rozmawiać o sprawach szczególnie mu bliskich, czyli o Wojskowych Służbach Informacyjnych i fundacji „Pro Civili”.
Zbyt wiele zbiegów okoliczności pojawia się w tej historii, by móc całkowicie wykluczyć, że za tym spotkaniem „na szczycie” nie stał na przykład kapitan Piotr P. Jak było naprawdę pewnie się nigdy nie dowiemy. Tak samo jak nie dowiemy się gdzie są pieniądze WSI. Bo, że istnieją to pewne jak amen w pacierzu. W przeciwnym wypadku P. nie byłby dziś tak rozbawiony na sali sądowej. Swoją drogą, ciekawe dlaczego pozwolił się zamknąć? Odpowiedź na to pytanie możemy usłyszeć już na kolejnej rozprawie - 22 maja o godzinie 10:00, w sali nr 303 warszawskiego Sądu Okręgowego przy Al. Solidarności 127. No chyba, że oskarżony znowu będzie zagadkowo milczał. Tak, czy inaczej warto przyjść, żeby chociaż zobaczyć, jak wygląda kapitan „Bentley”, urastający właśnie do rangi największego bossa w historii III RP.
PRZECZYTAJ WIĘCEJ O AFERZE PRO CIVILI I SKOK WOŁOMIN:"Wołomińskie Służby Inwestycyjne"".



http://wgospodarce.pl/informacje/17775-wolominskie-sluzby-inwestycyjne



"Wołomińskie Służby Inwestycyjne




Przestępczą działalność SKOK Wołomin finansowali i nadzorowali byli oficerowie Wojskowych Służb Informacyjnych. Lepiej jednak o tym głośno nie mówić, żeby przypadkiem nie narazić się bardzo ważnej osobie...
Był 18 kwietnia 2014 roku gdy dziennik „Rzeczpospolita” opublikował lakoniczny komunikat o pobiciu zastępcy szefa Komisji Nadzoru Finansowego (KNF), Wojciecha Kwaśniaka. Według gazety, urzędnik miał przy sobie „ważne dokumenty”. Poszkodowany trafił do szpitala, gdzie udzielono mu niezbędnej pomocy. Ruszyło śledztwo. Pozostałe media powtórzyły tę informację i zamilkły. Dwa tygodnie później Łukasz Dajnowicz, rzecznik KNF dostał od „Gazety Bankowej” pytania: Czy ustalono już kto i dlaczego pobił 16 kwietnia 2014 r. Wojciecha Kwaśniaka, wiceszefa Komisji Nadzoru Finansowego? Jakie dokumenty KNF posiadał przy sobie podczas tego wypadku Wojciech Kwaśniak? - Sprawę prowadzi policja i tam można pytać – odpowiedział Dajnowicz wyraźnie poirytowany. Policja nabrała wody w usta. Jednak nieoficjalny przekaz oficera, prowadzącego działania operacyjne w tej sprawie był szokujący: „Kwaśniak został zmasakrowany pałką teleskopową przed własnym domem. Akcja trwała kilka minut. Ponoć miał przy sobie wyniki audytu KNF w SKOK-u Wołomin. To był profesjonalnie przeprowadzony, taktyczny atak. Kwaśniak ledwie uszedł z życiem. Dlatego dostał od nas „anioła stróża”, a cały KNF pozostaje pod specjalnym nadzorem służb. Za pobiciem stał... Wołomin”
Musiało minąć ponad pół roku, zanim przeciek o zleceniu z Wołomina na Kwaśniaka przedostał się do mediów. Nieoficjalna i wciąż nie potwierdzona przez prokuraturę informacja, pojawiła się w kontekście aresztowań osób zarządzających Spółdzielczą Kasą Oszczędnościowo-Kredytową Wołomin. Wśród zatrzymanych przez gorzowską prokuraturę znalazł się Piotr P., niegdyś oficer Wojskowych Służb Informacyjnych (WSI) i członek Rady Nadzorczej wołomińskiej spółdzielni. To jemu media przypisały wydanie polecenia pobicia Wojciecha Kwaśniaka. Dlaczego domniemany gangster z agenturalną przeszłością miałby podejmować tak radykalne kroki w stosunku do wiceprzewodniczącego KNF? Możliwe, że bił za karę, za ujawnienie finansowego ramienia zorganizowanej grupy przestępczej, założonej i kierowanej przez byłych oficerów WSI.
Piotr P. jest jednym z bohaterów słynnego „Raportu o WSI” Antoniego Macierewicza. Jako agent wywiadu wojskowego kapitan P. specjalizował się w inwigilacji polskiej prawicy. Po odejściu ze służby w połowie lat 90. został mózgiem fundacji Pro Civili, która pośredniczyła w wyprowadzeniu ponad 381 mln zł z Wojskowej Akademii Technicznej. Proceder odbywał się w czasie gdy ministrem obrony był Bronisław Komorowski, uwikłany w biznesowe relacje z wojskowymi służbami. Aresztowany niedawno Piotr P. robił także w podwarszawskim Ursusie. Piotr P. zainicjował tam działalność grupy kilkudziesięciu spółek, skupionych dzisiaj wokół Celtic Property Development, która przejęła kontrolę nad terenami dawnej fabryki traktorów. Prokurentem Maddy Investments, podmiotu blisko współpracującego z tą grupą jest Tadeusz Komorowski, syn polskiego prezydenta. Może prokuratura zbada działalność P. i wołomińskiej spółdzielni wojskowej również w tym kontekście?
Gorzów kontra Wołomin
Pierwsze informacje o przestępczej działalności wołomińskiej spółdzielni trafiły do Komisji Nadzoru Finansowego w 2012 roku. Przekazała je Kasa Krajowa SKOK, wskazując na rażące nadużycia i uchybienia w działalności finansowej Wołomina. KNF zignorowała jednak ten raport i nie podjęła żadnych działań. Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga wszczęła wówczas śledztwo w sprawie wołomińskich oszustw kredytowych lecz na wniosek osoby prywatnej. Rok później doniesienie do tej samej prokuratury złożyło Ministerstwo Finansów. Z informacji Radia RMF FM, które jako pierwsze podało wtedy tę informację wynikało, że jednemu z klientów Wołomin wypłacił kilka milionów złotych kredytu, biorąc pod zastaw działkę na Mazowszu wartą zaledwie 30 tys. zł. „Pieniądze nigdy nie zostały oddane” - podkreślała krakowska rozgłośnia.
W połowie kwietnia tego roku doszło do brutalnego pobicia Wojciecha Kwaśniaka, wiceszefa KNF. Według nieoficjalnych informacji Radia Zet miało to związek z audytem przeprowadzonym przez Komisję, podczas którego potwierdziły się informacje Kasy Krajowej SKOK i doniesienie sprzed dwóch lat Ministerstwa Finansów. „KNF ustaliła, że Wołomin miał udzielać kredytów pod zastaw działek o znacznie niższej wartości niż kwota pożyczki. Później te kredyty nie były spłacane” - podało Radio Zet. Cała sytuacja wygląda tak, jakby Kwaśniak został pobity za to, że przekazał wrażliwe informacje organom ścigania. Jednak rzecznik gorzowskiej prokuratury Dariusz Domarecki zaprzecza i twierdzi, że KNF nie przekazała do Gorzowa żadnych informacji na temat kredytowych nadużyć w Wołominie.
Nie zmienia to jednak faktu, że tydzień po tym krwawym incydencie nagle okazało się, że własne śledztwo w tej sprawie prowadzi Prokuratura Okręgowa w Gorzowie Wielkopolskim. Gorzowscy śledczy mieli wpaść na wołomiński ślad zupełnie przypadkowo, podczas postępowania dotyczącego wyłudzania kredytów z gorzowskiego oddziału PKO BP. Śledczy z Gorzowa zlecili aresztowanie wiceprezes Joanny P. i Piotra P., byłego oficera Wojskowych Służb Informacyjnych i członka Rady Nadzorczej SKOK Wołomin. Joanna P. usłyszała zarzut działania na szkodę firmy, natomiast Piotr P. zarzut udziału w wyłudzaniu kredytów. Obojgu zarzucono też udział w zorganizowanej grupie przestępczej, Piotr P. dodatkowo jest podejrzany o kierowanie grupą. Zarzuty w tej sprawie usłyszało już 41 osób.
Pytanie, dlaczego prokuratorzy z Gorzowa zaatakowali Wołomin akurat teraz? Czekali na dogodny moment, zbliżające się wybory? Możliwe. Możliwe też, że Gorzów został zaangażowany w całe postępowanie ze względu na bezpieczeństwo warszawskich śledczych i wiszącą w powietrzu wojnę z Wołominem. Gorzów to przecież miasto na drugim końcu Polski, dużo mniejsze od Warszawy. Łatwiej tam kontrolować potencjalne zagrożenia i... media.
Temat tabu
Pod koniec października funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego (ABW) na polecenie gorzowskiej prokuratury aresztowali kolejnych szefów wołomińskiej spółdzielni. Tym razem za kraty trafili prezes Mariusz G. i jego zastępca Mateusz G. Usłyszeli zarzuty działania na szkodę firmy oraz działania w zorganizowanej grupie przestępczej. Według śledczych, za wiedzą podejrzanych, podstawione osoby przedkładały podrobione zaświadczenia o zatrudnieniu i wysokości zarobków oraz akty notarialne stanowiące zabezpieczenie pożyczek i kredytów na nieruchomościach o znacznie zawyżonej wartości. W ten sposób w Wołominie zaciągnięto ponad 200 pożyczek, dzięki którym wyprano w sumie ponad 300 mln zł. Taką historię przedstawił mediom 31 października na konferencji prasowej rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gorzowie Dariusz Domarecki. Całość trwała 10 minut (wybrani dziennikarze dostąpili zaszczytu indywidualnych rozmów z prokuratorami prowadzącymi śledztwo).
Domarecki sam z siebie nawet się nie zająknął, że w tle wołomińskiej afery przewijają się wydarzenia i postacie, których ekspozycja rzuca zupełnie nowe światło na całą sprawę i pokazuje, że to nie pierwsze tego typu przedsięwzięcie w ich wykonaniu. Chodzi m.in. o działalność byłych oficerów WSI w fundacji Pro Civili. Przyparty do ściany pytaniami na ten temat prokurator, zareagował dość nieoczekiwanie: - Nie wykluczamy, że w przyszłości nasze śledztwo obejmie także inne obszary działalności Piotra P. - odpowiedział gorzowski rzecznik, po czym błyskawicznie zakończył oficjalne spotkanie z dziennikarzami.
Służbowe relacje z ministrem
Dlaczego Dariusz Domarecki tak szybko uciął temat? Nie wiedział co powiedzieć, czy wręcz przeciwnie - był zorientowany? Otóż, aresztowany przez gorzowską prokuraturę Piotr P. to były agent Wojskowych Służb Informacyjnych w stopniu kapitana. Specjalizował się w inwigilacji prawicy, był bliskim współpracownikiem płk. Aleksandra Lichockiego (ostatniego szefa Zarządu I WSW) oraz płk. Marka Wolnego (ostatniego szefa Oddziału II w Zarządzie III WSW), który według naszych ustaleń był także jednym z członków wołomińskiej spółdzielni. Z publikacji tygodnika „Newsweek” wynika z kolei, że w Wołominie działał także Adam Ch., związany niegdyś z WSI bohater słynnej afery paliwowej.
Jednak to Piotr P. dzielił i rządził w Wołominie. Według „Newsweeka” „był tak ważny jak prezydent i premier razem wzięci. (…) Na mieście szeptano, że w SKOK Wołomin siedziało stare WSI”. Z naszych ustaleń wynika, że pozycja i niebywały respekt, którymi cieszył się P. w wołomińskiej organizacji, wynikały wprost z roli, którą odegrał w życiu po życiu WSI. Gdy w 1995 roku odszedł ze służby, związał się z fundacją Pro Civili, mającą pomagać b. funkcjonariuszom państwowym. To właśnie temu podmiotowi poświęcone zostały obszerne fragmenty Raportu o WSI, który w 2006 roku opracowała Komisja Weryfikacyjne pod przewodnictwem Antoniego Macierewicza, ówczesnego szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Z treści tego dokumentu wynika, że Piotr P. zasiadł w Radzie Fundacji, zaś jego żona – Elżbieta, weszła do zarządu. Pro Civili była całkowicie kontrolowana przez byłych oficerów WSI (w tym m.in. przez płk. Marka Wolnego) i współtworzyła sieć spółek wykorzystujących Wojskową Akademię Techniczną do nadużyć finansowych (wyłudzenia podatku VAT, kredytów na pod zastaw nieruchomości o zawyżonej wartości etc., fikcyjnych transakcji) przekraczających w latach 1996-2000 kwotę 381 mln zł. Jedną z najbardziej spektakularnych malwersacji było wyłudzenie z banku PKO BP co najmniej 100 mln zł. Niewykluczone, że to właśnie tę sprawę badała gorzowska prokuratura trafiając potem na trop SKOK-u Wołomin.
Działalność fundacji zakończyła kontrola skarbowa w Wojskowej Akademii Technicznej. W lipcu 1999 r. prokuratura i UOP rozpoczęły śledztwo. W 2000 r. padły pierwsze zarzuty dla pracowników WAT. Prowadzone przez prokuratury cywilną i wojskową odrębne śledztwa objęły związanych z Fundacją „Pro Civili” kpt. rez. Piotra P. (uważanego za mózg całego przedsięwzięcia) i płk. rez. Marka Wolnego (jego kontakty umożliwiały działalność na bardzo szeroką skalę). W trakcie tych postępowań ustalono, że firmy powiązane z „Pro Civili” były „pralnią pieniędzy”, które mogły pochodzić z nielegalnej działalności grup przestępczych. Większość utraconych przez WAT kwot została wyprowadzona poza polski system bankowy. Według ustaleń Urzędu Ochrony Państwa z fundacją powiązani byli m.in: Andreas Edlinger - uważany za przedstawiciela mafii włoskiej, pruszkowski gangster Jarosław Sokołowski ps. „Masa” czy powiązany z obcym wywiadem, międzynarodowy przestępca, handlujący bronią Igor Kapylow vel Patrick Castello.
W 2000 roku chore struktury Wojskowej Akademii Technicznej zaczął piętnować dr Krzysztof Borowiak, cywilny dyrektor Departamentu Nauki i Szkolnictwa Wojskowego MON. Bronisław Komorowski, wtedy szef resortu obrony odwołał Borowiaka ze stanowiska, argumentując swoją decyzję „ciężkim naruszeniem podstawowych obowiązków pracowniczych” (po latach walki przed sądem udowodnił, że został zwolniony niesłusznie i uzyskał od MON odszkodowanie). Czy to oznacza, że ówczesny minister obrony narodowej, a dzisiejszy prezydent akceptował działalność byłych oficerów WSI z fundacji „Pro Civili” a Wojskowej Akademii Technicznej?
Odpowiedzi na to pytanie zdaje się udzielać „Wprost”, cytując materiały źródłowe WSI, które miały posłużyć Komisji Weryfikacyjnej Antoniego Macierewicza do stworzenia raportu o tych służbach.
W wydaniu tygodnika nr 34/214 czytamy : „Wojskowe Służby Informacyjne, które odpowiedzialne były za kontrwywiadowczą osłonę technologii rozwijanych w ramach projektów badawczych na WAT, same przekazywały je w obce ręce. Odpowiedzialność za to ponosi nie tylko ówczesny szef WSI, ale także były szef MON. Bronisław Komorowski w sposób szczególny traktował wszystkie kwestie związane z WAT i interesami uczelni.” Jaki mógł mieć motyw przyszły prezydent RP? Wdzięczność?
Fatalna lokata w parabanku
Według „Raportu o WSI”, którego autorzy powołują się na „Notatkę służbową” WSI z 14.04.1995 r., Bronisław Komorowski z przyjacielem, znanym opozycjonistą Maciejem Rayzacherem w latach 1991-92 inwestowali spore pieniądze, jak na owe czasy w dość szemrany interes. Powierzyli w sumie 260 tys. zachodnich marek niemieckich płk Januszowi Paluchowi, który prowadził wśród wysokich rangą oficerów polskiego wojska nielegalny parabank. Wiosną 1992 r. „Bank Palucha” nagle zbankrutował. Komorowski i Rayzacher usiłowali bezskutecznie odzyskać zainwestowane pieniądze przy pomocy firm detektywistycznych. Wtedy Komorowskiemu, wówczas wiceministrowi obrony, postanowił przyjść w sukurs kontrwywiad WSI, który skutecznie pomagał odzyskiwać pieniądze oszukanym przez Palucha generałom. W aktach WSI nie ma jednak informacji, czy powiodły się próby odzyskania zainwestowanych pieniędzy Komorowskiego i Rayzachera utopionych w „Bank Palucha”. Brakuje też informacji, skąd tak dużą sumę posiadali. Nie wiadomo też, jak zakończyło się rozpracowanie Komorowskiego, które prowadziły wówczas Wojskowe Służby Informacyjne.
Czy to właśnie te relacje zainicjowały późniejszy, przyjazny wręcz stosunek Bronisława Komorowskiego do Wojskowych Służb Informacyjnych (był jedynym posłem Platformy Obywatelskiej, który w maju 2006 roku głosował przeciw likwidacji WSI)? Trudno powiedzieć. Odpowiedzi na to pytanie nie znajdziemy także w raporcie Komisji Weryfikacyjnej z 2006 r. Możliwe, że odpowiedź jest zawarta w słynnym aneksie do tego raportu ale tego się nie dowiemy ponieważ został on utajniony. Tak czy inaczej ślad bliskich, niekoniecznie służbowych relacji Bronisława Komorowskiego z WSI jest ewidentny. Ale trudno jednoznacznie stwierdzić, czy grupa byłych oficerów WSI na czele z Piotrem P. korzystała z parasola ochronnego Bronisława Komorowskiego najpierw w Pro Civili, a potem w SKOK-u Wołomin.
Z informacji, do których udało nam się dotrzeć wynika, że po awanturze na Wojskowej Akademii Technicznej, byli oficerowie WSI mogli przenieść swoje aktywa właśnie do wołomińskiej spółdzielni. Tam mieli się czuć bezpiecznie, bo Wołomin od lat znajdował się w sferze wpływów wojskowych służb (co innego Pruszków, który podpadał pod wywiad cywilny). Dlatego w Wołominie Piotr P. miał się zorganizować na nowo i uruchomić dużo bardziej wyrafinowaną, na poły legalną działalność (machlojki wołomińskich gangsterów miały stanowić zaledwie margines tego interesu). Kapitan P. mocno wszedł w rynek warszawskich nieruchomości.
Uroczystości rocznicowe SKOK-u Wołomin uświetniały swoją obecnością tuzy polskiej polityki i ekonomii. Z Mariuszem G. spotkał się między innymi Dariusz Rosati - były sekretarz Komitetu Uczelnianego PZPR na SGPiS (obecnie SGH), a pod koniec lat 80. uczestnik prac Komisji ds. Reformy Gospodarczej. Rosati należał też do grona doradców ekonomicznych premiera Mieczysława Rakowskiego, członków Rady Nadzorczej Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego (FOZZ) oraz Warszawskiej Grupy Inwestycyjnej (WGI).
ak się składa, że w tym przedsięwzięciu znowu na horyzoncie pojawił się Komorowski...
Syn w Ursusie
Tym razem chodziło o 52 ha ziemi warszawskich Zakładów Przemysłu Ciągnikowego Ursus, które w 2006 roku kupiła w drodze przetargu po okazyjnej cenie (za 94 mln zł) spółka Challange Eighteen. Transakcja od razu wzbudziła podejrzenia mediów, nie tylko ze względu na cenę. Właścicielem Challange Eighteen w dniu ogłoszenia przetargu był mec. Marek Małecki (obrońca m.in. Lwa Rywina). Potem do grona akcjonariuszy dołączył Marek Machtynger, biznesmen polskiego pochodzenia z Wiednia oraz tajemnicza spółka Beline Investments Limited z Cypru. Wadium przetargowe w imieniu Challenge Eighteen (4 mln zł) wpłaciła inna spółka - Kwant. Jej udziałowcami w dniu transakcji byli m.in: Piotr P. (jeden z głównych bohaterów tego tekstu), Andrzej Muras, Catherina Machtynger oraz wspomniani już Marek Małecki i Beline Investments Limited z Cypru. Do zarządu oprócz Piotra P. - prezesa, wszedł znany warszawski biznesmen Zbigniew Bogusz. W radzie nadzorczej zasiadał zaś m.in. Marcin Rywin, syn Lwa.
Jak ustaliła wówczas „Gazeta Polska” spółka Kwant nie prowadziła działalności gospodarczej z innymi podmiotami na podstawie umowy spółki cywilnej. Skąd zatem wzięła pieniądze na wadium dla zaprzyjaźnionej spółki Challenge i skąd pochodzą pieniądze na zakup nieruchomości po ZPC Ursus? Mec. Małecki w rozmowie "GP" stwierdził, że pieniądze pochodzą z pożyczki bankowej, ale nie wie, w jakim banku została zaciągnięta. Spoglądając na tę transakcję przez pryzmat obecności Piotra P. można przypuszczać, że te pieniądze wpłaciły kierowane przez niego Wołomińskie Służby Inwestycyjne.
Tak czy inaczej Challenge po dokonaniu zakupu atrakcyjnych gruntów, zaplanował tam budowę gigantycznego osiedla mieszkaniowego, na wzór warszawskiego Miasteczka Wilanów. Następnie spółka ta za 212 mln zł została przejęta przez Grupę kapitałową Celtic Property Developments (CPD), konsorcjum ok. 30 firm działających w "segmencie biurowym i mieszkaniowym".
Tak się składa, że wśród firm działających w ramach tego konsorcjum znajduje się Maddy Investments, której prokurentem jest radca prawny Tadeusz Komorowski, syn prezydenta RP. W ubiegłym roku spółka ta odkupiła od CPD kawałek gruntu w Ursusie za 2,3 mln zł. To bardzo szczególny kawałek, bo znajdował się na nim neutralizator używany przez miejscową elektrociepłownię – Energetykę Ursus. Firma ta trwała w sporze sądowym z Celitkiem od 2010 roku, nie zgadzając się na zbyt wysokie opłaty za dzierżawę. W chwili gdy pojawił się „nowy” właściciel czyli Maddy Investments, zaś prokurent Tadeusz Komorowski stawił się w sądzie, sprawa została rozstrzygnięta na jego korzyść. Zadziałała magia nazwiska? Nie można wykluczyć, że właśnie na to liczył Celtic angażując syna polskiego prezydenta w przeciągający się spór sądowy. Tym bardziej, że we władzach CDP pojawiają się także nazwiska inny znanych Polaków, mających zapewne robić wrażenie na potencjalnych kontrahentach. Wśród nich chociażby legenda polskiego rynku kapitałowego Wiesław Rozłucki, pierwszy po 1989 roku prezes warszawskiej giełdy. Jest też Mirosław Gronicki, minister finansów w drugim rządzie Marka Belki.
Zakres postępowania
Jak to możliwe, że w kolejnym gigantycznym przedsięwzięciu rozkręconym przez byłych oficerów WSI znowu niczym duch pojawia się postać Bronisława Komorowskiego? Przypadek? Być może. Nie dowiemy się tego z doniesień o postępach śledztwa Prokuratury Okręgowej w Gorzowie Wielkopolskim, bo jej rzecznik zastrzegł, że tego typu pytania wykraczają „poza zakres prowadzonego postępowania i nie mają związku ze stawianymi podejrzanym zarzutami”. Nie tracąc rezonu zadaliśmy kolejne pytanie: A jeśli sprawa ma cokolwiek wspólnego z fundacją Pro Civili, czy będą badane (jakie są?) związki z nią Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego i Piotra P., byłego członka Rady Nadzorczej SKOK Wołomin? - Nie jest przedmiotem tego postępowania wątek dotyczący fundacji Pro Civili – odpowiada Dariusz Domarecki. Pozostaje mieć tylko nadzieje, że po przeczytaniu tego artykułu prokuratorzy z Gorzowa rozszerzą zakres swoich zainteresowań".














http://antykomor.pl/dziadek-komorowskiego-byl-sowieckim-agentem/


"Dziadek Komorowskiego był sowieckim agentem!

8 października 2010

Dziadek „hrabiego” Bronisława Komorowskiego, niejaki Osip Szczynukowicz, to rezun oddelegowany przez Sowiecki Rewolucyjny Komintern do dywersji na terenach pozaborowych, odebranych Rosji Traktatem Wersalskim.


„Rezun” to według polskiej Wikipedii staropolskie określenie mordercy, zabójcy,siepacza, zapożyczenie z języka ukraińskiego od wyrazu „rizun”, oznaczającego rzeźnika. W okresie po tzw. rzezi wołyńskiej, w Polsce stereotypowe, potoczne określenie członków UPA, OUN,Samoobronnych Kuszczowych Widdiłów i innych ukraińskich formacji uczestniczących w rzeziach ludności cywilnej.
W czasie wojny polsko-bolszewickiej, dziadek Bronisława Komorowskiego był czekistą w armii Tuchaczewskiego i po sromotnym laniu w bitwie nad Niemnem w 1920 roku dostał się do polskiej niewoli. Zachowała się jego kartoteka jeńca wojennego. W październiku 1920 r. dziadkowi Bronisława Komorowskiego udało się zbiec i schronił się na Litwie w Kowaliszkach u polskiej szlachty o nazwisku Komorowscy. Właściciele majątku zginęli z rąk Rosjan, a Szczynukowicz przywłaszczył sobie ich nazwisko. Tam w roku 1925 narodził się Zygmunt Leon Komorowski, ojciec Bronisława Marii.
Po wyparciu Niemców z Litwy przez Armię Czerwoną pod koniec 1944 roku Zygmunt Leon Komorowski wstąpił do wojska polskiego, do armii Berlinga. Służył w 12 Kołobrzeskim Pułku Piechoty i błyskawicznie awansował na stopień oficerski. Bronisław Komorowski na swojej stronie pisze: Zygmunt Komorowski, mój ojciec (1925-1992), za czasów tzw. pierwszej okupacji sowieckiej i za okupacji niemieckiej działał w konspiracji (pseudo KOR), a od jesieni 1943 r. był w AK. Pod koniec wojny ojciec przebijał się do Polski razem z Łupaszką (mjr Zygmunt Szendzielorz). Złapali go bolszewicy z bronią w ręku, ale nie rozstrzelali jak stu innych, tylko wsadzili do więzienia. Za złoty pierścionek babuni strażnik wyprowadził go z celi, z której więźniowie trafiali pod stienku , do takiej w której siedzieli rekruci do armii Berlinga.
Niech Bronek wytłumaczy ten „cud nad cudami”, że oto żołnierz AK z oddziału Łupaszki, śmiertelnego wroga Sowietów i polskich zdrajców, złapany z bronią w ręku, w ciągu paru miesięcy zostaje oficerem Ludowego Wojska Polskiego. Jeżeli fakty podane przez Bronisława Komorowskiego są prawdziwe, to jedynym wytłumaczeniem tego „cudu” jest to, że Zygmunt Leon Komorowski, ojciec Bronisława był sowieckim agentem.
Był nim także i syn Bronisław, który jak wskazuje przeciek z utajnionego aneksu do raportu o WSI był sowieckim agentem działającym w polskich WSI. I pewnie dlatego p.o. prezydenta RP Bronisław Komorowski, w ciągu pierwszych godzin po katastrofie polskiej delegacji, dopilnował, aby utajniony aneks do raportu o WSI przechowywany w Pałacu Prezydenckim znalazł się w jego rękach".



http://stojeipatrze.blogspot.com/2015/05/Dlaczego głosuję na Andrzeja Dudę i Ty też powinieneś


Dlaczego głosuję na Andrzeja Dudę i Ty też powinieneś


Ten wpis będzie kompletnie niemerytoryczny, tak jak kompletnie niemerytorycznie wyborcy podejmują decyzje wyborcze. Wyborcy podejmują decyzje na bazie emocji.



Mój nick zaistniał w okolicy 2007 roku. Od tego czasu nigdy nie namawiałem publicznie nikogo do głosowania. Nie pisałem na blogu na kogo należy głosować. W tym roku postanawiam to jednak zmienić. To oczywiście biznesowo zła decyzja bo biznes lubi ciszę i brak komunikowania nastawienia politycznego. 


Pomimo, że w pierwszej turze głosowałem na kogo innego to w drugiej turze zamierzam zagłosować na Andrzeja Dudę. Nie ma innego wyboru.


Nie znam programu gospodarczego Andrzeja Dudy. To nie ma zresztą kompletnie znaczenia. Wyborcy głosują przecież emocjami. Ilu z Twoich znajomych zna dokładny program wyborczy swojego kandydata? Osoby które starają się z nim zapoznać należą do mniejszości. Głosują emocje - "podpalanie Polski", "prawdziwi Polacy", "obciach" "zaścianek" czy "zaczadzenie". Tym się głosuje. Nie głosuje się na program.

Program gospodarczy nie ma też znaczenia z innego powodu. Czy pamiętasz, że PO+PSL weszła na fali obietnic obniżenia podatków, uproszczenia prawa, czy nabijania się z fotoradarów? A co zrobiła? Podwyższyła podatki, nastawiała fotoradarów i zaostrzyła prawo. Zrobiła więc dokładnie co innego.
No ale teraz już wiemy, dzięki Andrzejowi Olechowskiemu (klik), że zbieranie głosów na 4xtak to były "zwykłe ćwiczenia" i miliony głosów po prostu PO ma w nosie
Przypomnę że 4xtak oznaczało:
A) zmniejszenie posłów o połowę
B) likwidację senatu
C) zniesienie imunitetu
D) wprowadzenie ordynacji większościowe,

Wstydzę się tego i uważam Was - Rząd RP i Prezydenta - za manipulatorów opinii społecznej (klik)
Mam kompletnie dosyć straszenia i seansów nienawiści. Właściwie 90% mediów straszy i dzieli nas. Mam tego kategorycznie dosyć. Media żyją z emocji, a nie ma dwóch tematów które lepiej się sprzedają niż sex i strach. W polityce znaczący jest oczywiście ten drugi bo nie znam kandydata który by wygrał na szczuciu cycem.

Strach - rozpala się zatem w nas emocje w tym głównie strach i nienawiść. Zatem jak wybierzesz Dudę to czeka nas "wojna", "zamordyzm", "śmierć wolności" i setki innych rzeczy. Mam tego dosyć i mówię NIE.

Nie dam się zastraszyć, nie dam sobie wmówić obciachowości. Po 8 latach rządów PO+PSL oraz jednej kadencji Bronisława Marii Komorowskiego mam tego serdecznie dosyć. Jeśli mam się czegoś wstydzić na świecie to właśnie obecnie rządzącej partii oraz Prezydenta.

To obecny Prezydent wszedł na krzesło w Japonii. To obecna ekipa ma nas kompletnie w nosie.Osoby zarabiające mniej niż 6 tysięcy brutto Bieńkowska ma za złodziei lub idiotów. Niesiołowski proponuje by głodne dzieci jadły szczaw i mirabelki, Bronisław Komorowski by wyjeżdżali za zagranicę, albo wzięli kredyt jak Cię nie stać.

Mam dosyć obecnej ekipy która mnie ośmiesza.

Mam dosyć ekipy która stosuje łapówki i mataczy w zeznaniach podatkowych - patrz Sławomir Nowak.
Mam dosyć ekipy która ma górnictwo (cytuję taśmy!) w dupie przez siedem lat. 

Wstydzę się Was bo gracie trumnę Blidy mimo że Raport Kalisza stwierdza jasno - "Blida po wkroczeniu ABW do jej domu prawdopodobnie nie chciała popełnić samobójstwa, lecz jedynie zakładała możliwość okaleczenia. Niewykluczona jest także - jak zaznaczono - szamotanina między Blidą a agentką ABW odprowadzającą ją do łazienki, gdy ta ostatnia zobaczyła broń w rękach Blidy i "próbowała ją powstrzymać".


Mam dosyć ekipy która reformę emerytalną OFE przeklepuje na kolanie i do dzisiaj nie chce pokazać analiz prawnych.


Mam dosyć Prezydenta, który tytułuje się kandydatem obywatelskim, przez 5 lat nie wsparł żadnej obywatelskiej inicjatywy. Który w nosie ma takie problemy jak 6-latków (Elbanowscy) czy rodziny osób niepełnosprawnych.

Mam dosyć Prezydenta, który nas ośmiesza wobec Amerykanów głupimi kawałami o żonach.

Mam dosyć tej ekipy która winna nam jest dziesiątki afer korupcyjnych, w tym afery taśmowej, afery stoczniowej, afery ambergold, afery gazowej, afery stadionowej czy hazardowej (a i tak pewnie pominąłem wiele innych!)

Mam dosyć Ministra Spraw Zagranicznych Radosława Sikorskiego, który mówi że robimy amerykanom laskę. Wstydzę się go.

Mam dosyć Prezydenta, który akceptuje i podpisuje wszystkie znaczące ustawy rządowe nie szukając obiektywnych opinii czy konsensusu.

Mam dosyć Prezydenta, który morduje zwierzęta.

Mam dosyć Prezydenta który robi ze mnie debila zmieniając przed II turą kompletnie swoje poglądy.


Wstydzę się Was Rządzie i Prezydencie, jedzący ośmiorniczki, mający zwykłych obywateli kompletnie w nosie. Wstydzę się Was. Tak, to Was się wstydzę i jestem całkowicie zdegustowany tym co się dzieje w tym kraju. Wstydzę się że kraj zamiast dbać o Polonię to utrudnia jej głosowanie. Wstydzę się Was.

Jesteście gamoniami, którzy nie potrafią opracować durnej strategii dla sektora energetycznego i potraficie nawet spieszyć łupki

Włodzimierz Karpiński (Minister Skarbu): Dzisiaj przyszedł Tumek Tumczykiewicz. Tumek, co tam u ciebie, ku..a, kiedy zrobisz tę politykę energetyczną, bo jak dzieci we mgle, nie wiadomo, atom, łupki, nie wiadomo w co ręce włożyć. A Tumek mówi: wiesz co jadę dzisiaj do domu. Pier..lę wszystko (śmiech)
Jacek Krawiec (Prezes PKN Orlen) : Polityka energetyczna… (śmiech).


Wstydzę się Was bo przez Was Państwo działa teoretycznie to "chuj, dupa i kamieni kupa". Wstydzę się Was i polskiej bylejakości. Idealnie ją reprezentujecie.

Wstydzę się Ciebie Prezydencie że wybrałeś Marka Belkę na Prezesa NBP. Wstydzę się Waszego "buchnięcia kasą" i drukowania pieniędzy oraz koncertów U2 na narodowym jak i szukania cygar na Kubie dla Premiera.

Wstydzę się Was uważam Was za pasożytów.

Wstydzę się Was bo do dzisiaj nie potraficie sprowadzić ze Smoleńska samolotu Prezydenckiego.

Wstydzę się Was bo w akcie paniki oddaliście śledztwo Rosjanom, których wtedy oficjalnie kochaliście. Teraz oczywiście Putin "twój wróg".
Wstydzę się Was bo manipulujecie opinią społeczną. Wstydzę się Waszych prowokacji a la Hadacz wśród obrońców krzyża czy podpalenie budki w czasie Marszu Niepodległości. Jesteście żałośni że musicie ubiegać się do takich czynów by zmienić opinię społeczną. Jesteście po prostu żałośni.

Dlatego głosuję na Andrzeja Dudę. Chcę zmiany. Ale przede wszystkim. Pokazuję Wam środkowy palec.

Pokazuję środkowy palec bo zmiana będzie symboliczna. Prezydent bowiem posiada jedynie dwa główne umocowania - może wetować ustawy oraz jest Zwierzchnikiem Sił Zbrojnych(chociaż ostatnio tutaj były jakieś zmiany). Nie będzie zatem radykalnych zmian, stety lub niestety.Wnioski i ustawy Prezydenta będą w zamrażarce Marszałka nawet i 4 lata. Przy niesprzyjającym rządzie nic jego nie przegłosują bo to Sejm i Senat ma władzę. Prezydent nawet nie odpowiada za politykę zagraniczną bo to kompetencja Rządu RP.

Zatem to głos symboliczny ale ważny. Prawdziwe wybory dopiero na jesieni.

Nie mniej jednak nie zostań w domu! Czy chcesz aby Klub jajogłowych generałów PRL i WSI zagłosowało za Ciebie

Idź na głosowanie i pokaż im wszystkim środkowy palec. Głosuje na Dudę.

Jeśli nie chcesz by Polska tak jak Grecja i wiele innych krajów przyjęła euro oraz miała Prezesa Narodowego Banku Polskiego który chce drukować pieniądze to idź i zagłosuj na Dudę.



Ps.




























http://wiadomosci.onet.pl/kraj/stefan-niesiolowski-do-mnie-dzwonili-ludzie-i-plakali/hbdnds



"~BYLE DO JESIENI! : Słuchajcie młodzi, bo głównie tacy tu piszą. Nie znacie komuny bo albo Was jeszcze na świecie nie było albo byliście mali i nie pamiętacie. My, dzisiejsi starzy, albo elegancko +60, chcieliśmy likwidacji komuny i jej czerwonych funkcjonariuszy i myśleliśmy że to się udało. Ale znienawidzona PZPR i jej członkowie to mały Pikuś wobec PO i wielu jej członków.

Za komuny nie było takiego gnojenia ludzi, oszukiwania, kręcenia, bezduszności, niszczenia kraju i nas, Polaków. Ta rasa z PO jest stokroć gorsza od komuny, są gorsi od najeźdźców. Bezwzględni, bez umiaru, czci i honoru zrujnowali Polskę, zniszczyli społeczeństwo. Mistrzowie krętactwa, frazesów, ogłupiania ludzi. Uważają że należy im się dożywotni żłób a Polska to ich własność, wynik wyborów ich otrzeźwił i to oni, ta załgana partia miłości nawołują do wojny na jesień.

Chcą wojny - będą ją mieć! Zmobilizujmy się, zjednoczmy i w jesiennych wyborach pokażmy im gdzie raki zimują! Niech będą nic nie znaczącą opozycją. Pasożytów nam nie trzeba. A Duda powinien zrobić bilans otwarcia i ogłosić jaki jest stan państwa, jaką ruinę obejmie 6 sierpnia, podać do publicznej wiadomości bo jak tego nie zrobi - to za 2 lub 3 lata będą takie niesiołowskie i im podobne opowiadać że zostawili kraj mlekiem i miodem płynący a zrujnował i rozkradł go PiS. A my - byle do jesieni wytrzymać i w wyborach do sejmu i senatu pozbyć się zarazy". 














































































                                                                                  AA