19.08.2012
Walking to the Light
...Sen był wyjątkowo realistyczny.
Stał przy brzegu pięknego lazurowego morza. Morze było spokojne. Plaża, lato, słońce, błękitne niebo, wspaniała pogoda. Zupełnie pusto. Cisza. W pewnym momencie dostrzegł cudowną, przepiękną dziewczynę, która szła w jego kierunku. Ich oczy szybko się spotkały. Dostrzegł w w nich wielką wrażliwość, niesamowitą bliskość, ekstatyczne uniesienie. I stała już przy nim olśniewająca niczym Wenus. Był dogłębnie przejęty i wzruszony. Odruchowo odpowiadał dziewczynie tym samym, całym sobą, całym sercem, całym swym jestestwem. Ochhh... Cóż za boski Kontakt. I stało się tak, że to co wstrząsnęło nim najbardziej to nie uroda dziewczyny a porażające jego zmysły poczucie więzi i łączności z nią. Odczuwał to każdą komórką swego ciała. Była to słodycz tak niewyobrażalna, tak poruszająca, tak zachwycająca, że wręcz niebiańska.
I cudowna przemówiła do niego dziwnym, niezrozumiałym zupełnie, nieziemskim językiem. Mówiąc te słowa patrzyła na niego z tak zachwycająco słodkim, cudownym przejęciem, że stało sie tak, iż zapamiętał ten sen na całe życie. Ujrzał nagle w jej dłoni zwykłą białą niewielką kartkę. Przepiękna, smagłolica, opalona anielska Wenus wyciągnęła swoją dłoń i patrząc mu w oczy tak jak tylko Anioły potrafią wręczyła mu tą kartkę. Chciał zrozumieć, chciał uniesiony jakże realną wizją być dłużej z nieziemską pięknością, ale jak to w snach często bywa przy takich wysiłkach, sen stracił ostrość obrazu, kontury, rozpłynął się w szumie....
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz