28.01.2018

Budzący się 103 - A WIĘC WOJNA !


























"- Każdy, kto używa dla Niemieckiego Nazistowskiego Obozu Koncentracyjnego i Zagłady Auschwitz-Birkenau i innych obozów kłamliwego terminu "polski obóz śmierci" nie tylko bezcześci pamięć jego ofiar, ale także zatruwa świadomość kłamstwem, co powinno być piętnowane i karane" 


                                                                                Kancelaria Prezydenta RP





https://wpolityce.pl/polityka/378725-uzbrojona-narracja-przeciwko-polsce-mamy-do-czynienia-z-przebieglym-i-bezwzglednym-przeciwnikiem


"Uzbrojona narracja przeciwko Polsce.

Mamy do czynienia

z przebiegłym

i bezwzględnym przeciwnikiem























Przeciwko Polsce prowadzona jest skoordynowana akcja dyfamacyjna. Przedstawiciele klasy politycznej muszą sobie wreszcie zdać sprawę z tego, że nie istnieją przypadki w tej materii. Przeciwnik, aby dotrzeć z antypolskim komunikatem, wykorzystuje kod kulturowy odbiorców w Europie Zachodniej i Ameryce.


Podobnie nasza akcja przeciwdziałania musi być prowadzona w sposób skoordynowany i w kodzie (idiomie) kulturowym adresata. Tak więc - potrzeba skoordynowanej akcji obserwacyjnej oraz skoordynowanego przeciwdziałania i akcji anty-dezinformacyjnej.



Od wyborów parlamentarnych w 2015 roku trwa agresywna ofensywa propagandowa przeciwko demokratycznie wybranemu rządowi polskiemu, podważająca reputację partii rządzącej w kraju i za granicą. Polityka informacyjna prowadząca do zrównoważenia i neutralizacji dominującej fałszywej antyrządowej narracji i umożliwiająca skuteczne zarządzanie percepcją jest nie tylko kwestią odkłamania niemal dwóch lat fałszywych doniesień medialnych, ale przede wszystkim sprawą bezpieczeństwa narodowego.
W niepewnym świecie z coraz mniej stabilnymi granicami państwowymi, kraj przedstawiany jako moralnie skompromitowany traci zaufanie państw sprzymierzonych i ryzykuje izolację polityczną. Tym samym staje się on państwem zagrożonym. Nasza historia pokazuje, iż kampania dezinformacyjna skutecznie oczerniająca wizerunek Polski poważnie wpływa na opinię publiczną i jest w stanie podważyć zobowiązania sojuszników w stosunku do niepodległości kraju i osłabić ich poczucie lojalności – mieliśmy tego dowodny przykład po Jałcie i Poczdamie. Współcześnie mimo członkostwa Polski w  i Unii Europejskiej, za suwerenność i terytorialną integralność „faszystowskiego” kraju (a tak przedstawiana jest Polska) niekoniecznie warto walczyć. Dlatego też wdrożenie strategii komunikacji i prowadzenie zarówno wewnętrznej jak i zagranicznej polityki informacyjnej w celu ochrony wizerunku kraju i zarządzania jego percepcją jest centralnym aspektem polityki zagranicznej i obronnej państwa.
Miażdżące zwycięstwo Prawa i Sprawiedliwości w wyborach 2015 roku i dojście do władzy sił antykomunistycznych w Polsce doprowadziło w krajowych i zagranicznych mediach do bezprecedensowego ataku na demokratycznie wybrany rząd polski. Na niespotykaną dotąd skalę, z wyjątkową werbalną wrogością i wysokim stopniem koordynacji przeprowadzana jest niesłabnąca, dobrze zorganizowana i wyjątkowo skuteczna międzynarodowa kampania dezinformacyjna, której udaje się podważać prawomocność rządu w oczach opinii publicznej.
Po ośmiu latach u władzy, nie przyjmując do wiadomości porażki wyborczej opozycja natychmiast w pełni wykorzystała swoje rozległe kontakty w mediach międzynarodowych, wśród przychylnie ustosunkowanego przywództwa Rady Europejskiej oraz w polskim korpusie dyplomatycznym w  i krajach  i przystąpiła do dyskredytowania partii rządzącej poprzez agresywną - i skuteczną - politykę informacyjną. Od chwili wyborów, Polska jest konsekwentnie i przekonywująco przedstawiana w mediach zachodnich jako kraj autorytarny – „stalinowski”, „putinowski”, „neo-bolszewicki”, czy też „faszystowski”, w którym demokracja jest zagrożona, a rząd rzekomo rujnuje zasady społeczeństwa obywatelskiego niszcząc Konstytucję, niezależny system sądownictwa i wolność słowa.
Doniesienia na temat „najbardziej prawicowego parlamentu w Europie” lub „niebezpiecznego zwrotu Polski na prawo” po raz pierwszy pojawiły się jeszcze przed wyborami parlamentarnymi 2015 roku i zanim został utworzony nowy rząd. Wyraźnie to pokazuje prężną organizację opozycji, realizację w kraju i za granicą programu polityki informacyjnej przygotowanego na wypadek przegrania wyborów demokratycznych w Polsce. Te negatywne doniesienia rozprzestrzeniane w nowych i tradycyjnych mediach po obu stronach Atlantyku są od ponad dwóch lat nieprzerwanie publikowane pod podobnymi nagłówkami. Skrupulatnie wyreżyserowane protesty antyrządowe, profesjonalnie zaprojektowane logo opozycyjne, flagi i transparenty gotowe od chwili klęski wyborczej - przyciągają entuzjastyczną uwagę mediów od chwili „spontanicznego” powstania opozycji w ciągu 48 godzin od ogłoszenia nowego gabinetu.
Daleka jednak od spontaniczności, międzynarodowa opozycja udowadnia ciągle swoimi akcjami, że jest przemyślaną i dobrze dofinansowaną organizacją polityczną, jakby alternatywnym rządem powołanym nie w wyniku wyborów, lecz protestów, z własnym budżetem, ministrami, biurami, przedstawicielami, zjazdami, rzecznikami prasowymi i korpusem dyplomatycznym w miastach Europy i .
Ataki, które prowadzą uzbrojoną narracją na demokratycznie wybranych reprezentantów narodu polskiego są precyzyjnie dopasowane do wrażliwości politycznej opinii publicznej za granicą. Zakładają mechaniczną i gwałtowną reakcję na sygnały słowne takie jak „faszyzm”, „nietolerancja”, „rasizm”, „dyskryminacja”, „podważenie niezawisłości sądów”, „zagrożenie demokracji”, itd. Są to słowa-klucze i zwroty tak oczywiste, zrozumiałe same z siebie, że nie wymagają wyjaśnień – każdy wie, co o nich myśleć i jak traktować tych, którzy się z nimi identyfikują; opinie o nich są powtarzane ad nauseam w artykułach, reportażach filmowych, w kulturalnym towarzystwie, na przyjęciach.
Odbywa się to nie bez powodu. Po pierwsze, ataki używające słowa-klucze i manipulacyjne slogany odwracają uwagę elektoratu polskiego i uniemożliwiają autentyczną debatę polityczną - analiza programu reform czy też próba zrozumienia prawdziwych zagrożeń stojących przed Polską i całym światem zachodnim są trudne w atmosferze oblężenia. Tak więc zamiast debaty jest kolektywne usiłowanie złapania własnego ogona oraz paraliżująca nadreaktywność i brak dystansu Polaków do siebie i polityki. Po drugie, ta sama kampania dezinformacyjna, która odwraca uwagę Polaków od rzeczywistości wspiera zarówno opozycję anty-rządową w kraju jak i przeciwników interesu państwowego suwerennej Polski za granicą – celowo lub przez przypadek, obóz opozycyjny de facto współdziała z przeciwnikami polityki Polski w Rosji, i w Stanach Zjednoczonych.
Komu – oczywiście poza opozycją odsuniętą przez wyborców od władzy – może się nie podobać nowy polski rząd? Otóż negatywna prasa antyrządowa jest również wypadkową konfliktu interesów na scenie międzynarodowej. Polityka zagraniczna rządu powołanego po wygranych wyborach w 2015 roku, o ile zbieżna z interesami Intermarium, nie zawsze cieszy się wsparciem wśród najbliższych sąsiadów i bardziej odległych sojuszników.
Po pierwsze, nie każdy kraj podziela Polskie dążenie do niezależności energetycznej Europy poprzez zróżnicowanie źródeł energii, posiadanie własnego terminalu dla importu oraz popieranie paliw kopalnych, które stoją w sprzeczności z unijnymi priorytetami ekologicznymi. Ponadto, Polska wspiera budowę rurociągu północ-południe i przeciwna jest konstrukcji na osi Berlin-Moskwa Nord-Stream . Dostarczałby on rosyjski gaz bezpośrednio do  wzdłuż polskiego wybrzeża Bałtyku, z pominięciem dawnej strefy sowieckich wpływów, co preferuje Rosja i byli politycy  obecnie zasiadający w Zarządach i Radach Nadzorczych Gazpromu, Rosneft, Lukoil, itp. Nic dziwnego, że niektórzy myślą o ich długiej kadencji z nostalgią.
Podobnie jest z Polskimi interesami związanymi z bezpieczeństwem, które są zgodne z polityką , lecz sprzeczne z interesami Rosji i wszystkich, którzy popierają bardziej potulne i eurocentryczne stanowisko w zakresie bezpieczeństwa; Polska popiera bazyi stałą obecność oddziałów amerykańskich na terenie Europy Środkowo-Wschodniej, nie ufa militarystycznej Rosji i sprzeciwia się unijnej polityce ustępstw.
Ponadto Polska jest zwolennikiem większej suwerenności krajów członkowskich i sprzeciwia się nadmiernej integracji politycznej, która wzmacnia niewybranych i przed nikim nieodpowiedzialnych urzędników unijnych w Brukseli i stawia ich ponad demokratycznie wybranymi rządami państw członkowskich; jako członek Grupy Wyszehradzkiej oraz większego regionu Trójmorza, Polska postrzegana jest w Unii jako siła decentralizująca; Polska jest zwolennikiem bardziej elastycznej, „federalistycznej” Europy, co stanowi wyzwanie dla sztywnej i uniwersalnej struktury politycznej Brukseli.
Nie bez znaczenia pozostaje naturalny, wręcz odruchowy konserwatyzm społeczny Polaków i ich silne poczucie tożsamości związanej z wiarą. Nie są to cechy narodowe popularne w „postępowych kręgach” Europy i , dla których ingerencja biurokratyczna Brukseli jest preferowanym narzędziem przezwyciężania przywiązań kulturowych i woli polskich wyborców.
Komentarze na temat Polski nie są jednak tylko organiczną i naturalną mieszanką opinii na temat różnych aspektów polityki kraju. Nie ma wątpliwości, że istnieją jasne oznaki prowadzenia planowanej długotrwałej kampanii dezinformacyjnej przeciwko Polsce, podobnej w metodologii i tematyce do propagandy stalinowskiej z czasów przejęcia Państwa Polskiego przez sowieckich komunistów: pewne elementy prawdy są ubrane w kompletnie fałszywą narrację, której rozpowszechnianie ułatwiają teraz nowe media i Internet.
Można zaobserwować proces produkcji fałszu:
Niby-fakty i zniekształcenia rzeczywistości pojawiają się w różnych miejscach niemal jednocześnie; są cytowane i powielane przez inne portale i gazety, powtarzane, kopiowane – podczas gdy prawda może wyłamać się na światło dzienne, kłamstwo, za którym nie stoi namacalna rzeczywistość, musi być stopniowo „zasiane” i rozwinięte, aż wzrasta i wtedy nikt już nie pyta o jego źródło.
Najpierw pojawiają się artykuły napływające do portali, gazet, czy stacji telewizyjnych stałym strumieniem: coś niby zostało zaobserwowane i wszyscy o tym mówią. Informacje powtarzają się, są powielane bez żadnego sceptycyzmu lub jakiejkolwiek weryfikacji faktów; artykuły niemal „piszą się same” i są natychmiast bezkrytycznie cytowane, stając się nowym źródłem „faktów”. Po nich pojawiają się dłuższe, „analityczne” artykuły tworzone już przez bardziej znanych dziennikarzy głównego nurtu, pracujących obecnie w portalach informacyjnych takich jak Sputnik News lub . Jest to np. Christopher Hodges (laureat Nagrody Pulitzera, były reporter z The New York Times i obecnie reporter Russia Today), autor skrajnie stronniczych tekstów o Polsce, takich jak „Nowi europejscy faszyści,” które stały się wzorcem dla piszących o „niedemokratycznej Polsce”, „zmierzającej w kierunku faszyzmu” i której autokratyczne odruchy są niebezpieczne i powinny być kontrolowane, najlepiej przez kogoś innego niż demokratycznie wybrani przedstawiciele.
Inne wpływowe media mnożą i przerysowują te same słowa, tytuły, cytują te same nazwiska, wywiady i podają te same fałszywe wiadomości w bezkrytyczny sposób – ten sam wzorzec dziennikarski powtarzany jest z drobnymi wariacjami od 2015 roku. Kiedykolwiek Polska przyciąga do siebie uwagę – debata w Parlamencie Europejskim, czy wizyta Premiera w Brukseli lub zbliżające się obchody wyzwolenia Auschwitz – w te wszystkie dni widzieliśmy zaaranżowaną eksplozję artykułów anty-rządowych o specyficznej tematyce zawsze dopasowanej do okazji. Powielanie i wzajemne cytowanie odbywa się na Twitterze, Facebooku i w mediach głównego nurtu: telewizjach kablowych, The New York Times, The  Review of Books, The Washington Post, the Financial Times, The Hill, The Economist, The , Politico, Reuters, Bloomberg News, Foreign Policy, Foreign Affairs, Newsweek, Forbes, Huffington Post, The Daily Beast, The National Interest, The New Yorker, The Atlantic, , The Associated Press, The Times of London, The Guardian, The Tablet, The Digital Journal i wiele innych stacji, gazet i portali. W ten sposób np. swastyka z  na Śląsku, rzekomo płonąca z okazji urodzin Hitlera, pojawiła się w różnych mediach anglojęzycznej ponad 60,000 razy w ciągu 24 godzin od pierwszej prowokacyjnej emisji! Wspólnie komentatorzy po obu stronach Atlantyku tworzą doskonale funkcjonujące pudło rezonansowe, uporczywie powtarzające tę samą krytykę „autorytarnej” Polski.
Intelektualne tej efektywnej i najbardziej krzywdzącej antypolskiej narracji sięga strategii komunikacyjnej Stalina, któremu udało się przekonać świat, że jako wyzwoliciel Oświęcimia przerwał Holocaust i stał się najpoważniejszym wrogiem faszyzmu. A więc polskie pragnienie wolności, instynktowny antykomunizm i nastroje antysowieckie – stały się z natury anty-antyfaszystowskie, a więc faszystowskie, reakcyjne i antysemickie. Według tego samego scenariusza agenci i kolaboranci sowieccy byli postępowymi bohaterami, a nie zdrajcami i poplecznikami jednego z największych morderczych reżimów totalitarnych ostatniego stulecia. Narracja używana przeciw Polsce od 2015 roku jest odgrzana w tej samej kuchni historycznej.
Wśród docelowych odbiorców kampanii dezinformacyjnej prowadzonej przeciwko Polsce są wyborcy, politycy, intelektualiści i media świata zachodniego. Przede wszystkim są nimi nasi sojusznicy, którzy mają się w wyniku kampanii antypolskiej od nas odciąć. Dlatego też, każda kampania mająca na celu zdyskredytowanie i zastąpienie obecnej narracji prawdziwym i pozytywnym wizerunkiem Polski i Polaków musi być adresowana do równie szerokiej publiczności – do tych samych sojuszników. Ostatecznym celem naszego programu komunikacji jest zabezpieczenie pozycji Polski poprzez przedstawienie Polski oddanej wolności i kulturze zachodniej zbudowanej na wartościach judeochrześcijańskich, państwa dumnego z pół millenium tradycji tolerancji religijnej zakłóconej tylko przez podboje.
Odkręcenie narracji kreowanej przez ponad pół wieku jest żmudnym zadaniem, które wymaga nie tylko zaplanowanej strategii, ale też wysiłku i cierpliwości. Sprostowania w dziennikach nie możemy oczekiwać z dnia na dzień. Wymaga to współpracy z kolegiami redakcyjnymi w celu pokazania i wyjaśnienia mechanizmów tworzenia cyklu wiadomości o Polsce. Konieczne jest strategiczne umieszczanie informacji w mediach, rozmowy z politykami, parlamentarzystami w celu tłumaczenia i obnażania dezinformacji, zamawianie ekspertyz i gromadzenie informacji. Ważna jest współpraca z ośrodkami badawczymi za granicą, z think-tankami, naukowcami, komentatorami, zespołami ekspertów i instytucjami akademickimi; organizowanie konferencji i paneli, przedstawianie faktów, dowodów na różne aspekty kampanii dezinformacyjnej przeciwko Polsce, oznak podejmowania wrogich wysiłków przez agentów wpływu, oraz prezentowanie i umocnienie nowej, prawdziwej narracji we wszystkich możliwych modułach informacyjnych i medialnych, zarówno oficjalnych jak i nieformalnych. Jest to właśnie potrzebny Polsce szeroko zakrojony projekt komunikacji strategicznej – zadanie, którego się podjęliśmy jako i które jest realizowane w sposób dyskrecjonalny, z oczywistych względów – aby utrudnić wrogom Polski przeciwdziałanie i nie informować ich o planowanych działaniach.
Bardzo istotnym problemem jest tu koordynacja działań anty-dezinformacyjnych strony polskiej. Wiemy już teraz że główną osią antypolskiej narracji jest „polski nazizm” i do niej dostosowany jest cały wachlarz działań przeciwnika. Jak już wspomniano wyżej - polskiemu kalendarzowi politycznemu towarzyszą działania dezinformacyjne wrogów Polski. To #FakeNews, które w dodatku – skoro Polska jest oskarżana jest o „nazizm”- powiązane są z hitlerowskim kalendarzem rocznicowym. Nie bez kozery histeria medialna na podstawie reportażu o „leśnych nazistach świętujących urodziny Adolfa” pojawiła się tuż przed wizytą Prezydenta i Premiera w Davos i wizytą Rexa Tillersona, amerykańskiego Sekretarza Stanu, w Polsce. Tak samo prowokacja na Marszu Niepodległości 11 listopada ubiegłego roku miała miejsce przed ważnymi dla Polski wydarzeniami związanymi z dywersyfikacją źródeł energii, kwestią zakupu rakiet Patriot i debatą w Parlamencie Europejskim na temat Polski.
Ta linia narracyjna oplata polski kalendarz polityczny i dyplomatyczny jak wąż dusiciel. Można jednak przygotować się przynajmniej na niektóre akcje typu #ActiveMeasures (dezinformacja, inspiracja, manipulacje medialne itd.). Wymaga to koordynacji działania agend rządowych wykrywających zagrożenia. Następnie można będzie to obnażyć i pokazać mechanizm prowokacji i dezinformacji.
I tak przykładowo wydaje się, że najbliższe akcje przeciwnika mogą być związane z datami:
30 stycznia - 85 rocznica dojścia Hitlera do władzy, 13 lutego – rocznica bombardowania Drezna, 27 lutego – pożar Reichstagu, 8 marca – 50 rocznica Marca’68, 31 marca – data rozpoczęcia akcji Gleichschaltung (hitlerowskiego ujednolicenia społeczeństwa Niemiec), 16 kwietnia – data egzekucji Rudolfa Hössa – komendanta Auschwitz, 19 kwietnia – rocznica wybuchu Powstania w Getcie w Warszawie, 20 kwietnia - kolejna rocznica urodzin Hitlera, 26 kwietnia - rocznica założenia Gestapo.
Wszystkie te daty mogą być wykorzystane przez przeciwnika do skoordynowanej i zorkiestrowanej akcji antypolskiej, takiej, jak chociażby świętowanie przez jakieś grupy prowokatorów kolejnych rocznic lub demonstracje pamięci o niemieckich zbrodniarzach, a następnie nagłaśnianie tego przez media. Zaś rocznica 8 marca będzie prawie na pewno okazją do kolejnej fali oskarżeń Polaków o „wrodzony antysemityzm”, zwłaszcza w kontekście ostatnich wydarzeń. Mogą pojawić się też oskarżenia Polaków w niemieckiej prasie o ludobójstwo, bo polski dywizjon 300 Ziemi Mazowieckiej brał udział w bombardowaniu Drezna w lutym 1945 roku - co wydaje się absurdalne, ale ponieważ oskarżenia przeciwko Polsce są absurdalne, to trzeba i takie warianty brać pod uwagę. Tym bardziej że niemiecka narracja historyczna właśnie takie argumenty podnosi – w tym wypadku Polacy nie tylko byliby „sprawcami Holokaustu”, ale też „zbrodniarzami wojennymi”.
Przeciwko Polsce prowadzona jest skoordynowana akcja dyfamacyjna. Przedstawiciele klasy politycznej muszą sobie wreszcie zdać sprawę z tego, że nie istnieją przypadki w tej materii. Przeciwnik, aby dotrzeć z antypolskim komunikatem, wykorzystuje kod kulturowy odbiorców w Europie Zachodniej i Ameryce. Podobnie nasza akcja przeciwdziałania musi być prowadzona w sposób skoordynowany i w kodzie (idiomie) kulturowym adresata. Tak więc - potrzeba skoordynowanej akcji obserwacyjnej oraz skoordynowanego przeciwdziałania i akcji anty-dezinformacyjnej.
I wszyscy musimy pamiętać, że mamy do czynienia z przebiegłym, zdeterminowanym, doświadczonym i bezwzględnym przeciwnikiem.
Maciej Świrski
Członek Zarządu Polskiej Fundacji Narodowej













"



tom

Ten siarczysty policzek od władz Izraela wreszcie może wyrwie z letargu naiwniaków z naszego rządu, którzy od dawna zachowują się jak zahipnotyzowani, co wywołuje coraz większą irytację wyborców.




„Arbeit macht frei Jüdische Schweine”





Wszystko wskazuje na to, że izraelscy i nowojorscy Żydzi nie rozumieją po polsku i najwyraźniej trzeba do nich mówić po niemiecku. Słowa spisane w tytule prawdopodobnie były najczęściej padającą wiązanką kierowaną w stronę Żydów przy bramie Auschwitz. Daję głowę, że ponad 90% izraelskich Żydów zna te słowa na pamięć i potrafi powtórzyć o każdej porze dnia i nocy, zwłaszcza „Arbeit macht frei”, dlatego też między bajki wkładam tłumaczenia, że to brak komunikacji ze strony Polski wywołał panikę w Izraelu.
Jedna z najlepszych służb specjalnych na świecie to Mossad, jedna z najlepiej zorganizowanych siatek medialnych, to media należące do Żydów. Dodatkowo w Izraelu żyją setki tysięcy Żydów, którzy mieszkali w Polsce, a cała reszta zgodnie z izraelską polityką powinna przynajmniej raz odwiedzić Auschwitz. Izrael doskonale wiedział, jaką ustawę przygotowała Polska, bo wielu polskich Żydów o niej wiedziało i rozmawiało po całym świecie. O legendarnej wrażliwości, czy przewrażliwieniu na wszelkie kwestie związane z holokaustem, nie ma sensu szerzej pisać, wszak jest to zjawisko powszechnie znane. Zbiór powyższych oczywistości i jeszcze dziesiątki nie wymienionych składają się na jeden obraz. Jak nie wiecie o co chodzi, to chodzi o brudny interes.
„Histeria” izraelska nie jest żadną histerią, ale planowanym politycznym działaniem, modelową wręcz propagandą, którą żydowski historyk Norman Filkenstein nazwał „Przedsiębiorstwem holokaust”.
Setki żydowski kancelarii i fundacji zarabia ciężkie miliardy dolarów na „polskich obozach śmierci”. Jest to doskonała i tania metoda wywierania nacisku politycznego, a także pozyskiwania pieniędzy w rozmaitych formach, głównie chodzi o zwrot „zagrabionego mienia”.
W całej tej sieczce medialnej większość zapomina, że ustawa Patryka Jakiego zakazująca używania oszczerczego zwrotu „polskie obozy zagłady” nie jest jedyną. Na biurku leży ustawa reprywatyzacyjna, jeszcze groźniejsza dla żydowskich organizacji robiących biznes na holokauście. Dzięki tym zapisom Polska raz na zawsze zamyka temat reprywatyzacji i w najgorszym razie skończy się to na poziomie kilku, a nie kilkuset miliardów. Przepisy są tak skonstruowane, że mienie może odzyskać tylko krewny w pierwszej linii, do tego jest zakaz handlowania roszczeniami.
Połączenie obu ustaw prawie całkowicie zamyka drogę kancelariom i fundacjom żydowskim, w każdym razie biznes kurczy się do mikroskopijnych rozmiarów. W międzyczasie „Amerykanie” przeforsowali swoje przepisy dotyczące ofiar Holocaustu oraz wspierania ich poprzez kanały dyplomatyczne w odzyskaniu żydowskich majątków, które nie mają spadkobierców. Jest to dokładne przeciwieństwo polskiej ustawy reprywatyzacyjnej. Ktokolwiek chce zrozumieć o co w sztucznie rozpętanej histerii chodzi, musi sobie te wszystkie informacje zestawić w jedną całość. Żydzi izraelscy i amerykańscy doskonale są poinformowani, szczególnie na poziomie prawnym i międzynarodowym. Histeria powstała nie dlatego, że Żydzi nie wiedzą, nie rozumieją, czegoś nie dosłyszeli, ale dlatego, że wszystko doskonale rozumieją i wiedzą. Utrata gigantycznych pieniędzy oraz wpływów politycznych wywołały nieludzki jazgot.
Dobra wiadomość jest taka, że w każdym innym pojedynku z potęgą żydowskich organizacji, mediów i polityków, nie mielibyśmy szans, ale tym razem Izrael i Nowy York przesadzili. Nie da się w Polsce sprzedać „polskich obozów zagłady”, to się nie tylko nie uda, ale już doprowadziło do cudownego połączenia Polaków, zwykle różniących się każdej sprawie. O ile nie zawalą politycy i nie ugną się przed rozpętaną wojną informacyjną, to w Polsce ponad 80% Polaków głośno krzyknie NIE dla „polskich obozów koncentracyjnych”. Co to oznacza? Ano tyle, że Izrael tą akcją nie jest w stanie wewnętrznie rozegrać Polaków, co w przeszłości wychodziło Żydom wielokrotnie. Jednym zdaniem, trzeba ustawę zachować w takim kształcie w jakim jest, w odpowiedzi na histerię uchwalić ustawę reprywatyzacyjną i po drodze przemaglować radziecką ambasador Izraela. Na końcu powtórzyć nie po polsku, ale po niemiecku: „Arbeit macht frei Jüdische Schweine”, żeby się utrwaliło, kto i komu zbudował obozy zagłady".



https://www.salon24.pl/u/wojciechsumlinski/839459,zydowskie-obozy-koncentracyjne



"Żydowskie obozy koncentracyjne



Nawet w sytuacji, w której moja wyobraźnia wyrabiałaby nadgodziny, nie byłbym w stanie wyobrazić sobie skowytu, jaki rozległby się od Tel Awiwu po Nowy Jork, gdyby ambasador polski w Izraelu zażądał od izraelskiego rządu, by  ten wycofał ustawę o karaniu kłamców negujących Holokaust. Dlaczego zatem wczorajsza informacja o tym, że polski Sejm przyjął ustawę o Instytucie Pamięci Narodowym zawierającą zapisy o ściganiu karnym za oczywiste kłamstwa o rzekomych „polskich obozach śmierci”, wywołała w Izraelu aż takie wrzenie, że aż pani ambasador tego państwa pozwoliła sobie, w imieniu władz swojego kraju, na zanegowanie wprowadzonego przez inne suwerenne państwo oczywistego zapisu oraz na poinformowanie opinii publicznej, iż „rząd Izraela odrzuca tę nowelizację”? Dlaczego zapis broniący oczywistej prawdy, wywołał w Izraelu wściekłość, której wyrazem, są m.in. słowa Yaira Lapida, byłego ministra finansów tego kraju i obecnego posła izraelskiego parlamentu, o tym, że „istniały polskie obozy śmierci i żadne prawo nigdy tego nie zmieni”? Dlaczego Izrael, przyjazny - podobno - Polsce kraj stawia na szali dobre – podobno – stosunki, walcząc z prawdą i utrwalając łgarstwa? Dlaczego, dlaczego, dlaczego? Dużo pytań – mało odpowiedzi.
Spróbujmy je zatem odnaleźć.
Jako dziennikarz śledczy, staram trzymać się faktów, które jak wiadomo, nie wymagają interpretacji, bo po prostu są jakie są. A jakie mamy fakty w tej sprawie? Sięgnijmy do niedawnej historii, by przypomnieć rzeczy, wydawałoby się, oczywiste.
Odrzucając jednoznacznie umizgi Hitlera i w przeciwieństwie do wielu innych państw europejskich (Włochów, Austriaków, Słowaków, Rumunów, Bułgarów, Węgrów, Hiszpanów, Finów i przez dwa pierwsze lata wojny także Rosjan) od pierwszego do ostatniego dnia II wojny światowej Polska była po właściwej stronie, przeciwstawiając się Niemcom i barbarzyńskiej ideologii nazistów – to fakt. Za wierność ideałom, walkę z Niemcami na wszystkich frontach II wojny światowej i twardy opór wyrażający się z jednej strony w braku jakichkolwiek form zorganizowanej na szczeblu państwowym kolaboracji (w przeciwieństwie np. do Francuzów czy Norwegów), z drugiej zaś w utworzeniu największej podziemnej armii w okupowanej Europie, w Powstaniu Warszawskim i w pomaganiu mordowanym przez Niemców Żydom, zapłaciliśmy straszną cenę: wielką daninę krwi oraz strat materialnych i terytorialnych, nieporównywalną z żadnym innym krajem – to także fakt. Po wygranej wojnie zostaliśmy zdradzeni przez wszystkich i sprzedani w Jałcie kolejnym, tym razem sowieckim, okupantom, czego skutki odczuwamy po dziś dzień – to kolejny fakt. Pomimo wszystkich tych faktów, ktoś (kto?) zadał sobie wiele trudu i mocno pracował nad tym, by przypięto nam łatkę sojuszników Hitlera, podłych „nazistów” współodpowiedzialnych za holokaust Żydów, twórców „polskich obozów koncentracyjnych”, i czy nam się to podoba czy nie, taki wizerunek mamy dziś w świecie (kto nie wierzy, niechaj obejrzy film Violetty Kardynał „Do góry nogami” o postrzeganiu „nazistów” przez młodzież amerykańską i kanadyjską) – to także fakt. Podjęta właśnie przez polski Sejm próba zablokowania czy choćby ograniczenia szerzenia tych kłamstw oraz walki o prawdę spotkała się z ostrym protestem oraz negacją oficjeli i autorytetów z Izraela – to najnowszy i ostatni już fakt.
O co zatem chodzi?  
Odpowiedź nie jest łatwa, ale paradoksalnie jest prosta - wystarczy tylko, jak w dziennikarstwie śledczym, połączyć kropeczki. Przez wszystkie te lata szerzenia łgarstw o rzekomych „polskich obozach koncentracyjnych” - głównie w Stanach Zjednoczonych i Niemczech, ale nie tylko - nie słyszałem nigdy o choćby pisku sprzeciwu ze strony izraelskich ambasadorów w tych państwach, oficjeli czy przedstawicieli kół rządowych Izraela, tak przecież wyczulonych na wszystko, co dotyczy Holokaustu, przeciwko tak jawnemu łgarstwu. Z tamtej strony zatem istniało co najmniej przyzwolenie na fałszowanie rzeczywistości i szerzenie kłamstw. Czy jednak „tylko” przyzwolenie? Furia, którą w pewnych kołach w Izraelu wywołała ustawa polskiego Sejmu o karaniu za kłamstwa o rzekomych „polskich obozach śmierci” spowodowała, że maski właśnie spadły i jaśniej widać dziś to, co do niedawna było zakryte - że mogło to być coś znacznie więcej, niż „tylko” przyzwolenie na kłamstwa i że powielanie tych oczywistych łgarstw było po prostu Żydom na rękę. Być może dlatego, że skuteczne - a przynajmniej bardziej skuteczne niż dotąd – zwalczanie kłamstw o Polakach, jako współsprawcach „nazistowskich zbrodni” (o niemieckich zbrodniach nie ma na świecie w ogóle mowy), a zamiast tego pokazywanie polskiego wkładu w walkę z „nazistami” i potwornej ceny, jaką za tę walkę ponieśliśmy, stanowi zagrożenie dla „monopolu” cierpień Żydów, ofiar Holokaustu? A może dlatego, że zablokowanie kłamstw i odkrycie przed światem oczywistej dla nas prawdy, mogłoby zaburzyć funkcjonowanie świetnie funkcjonującej maszynerii „przedsiębiorstwa Holokaust”, które właśnie, przy pomocy senatu USA, weszło w decydujący etap walki o zapłatę przez Polskę (w takiej czy innej formie) 65 miliardów dolarów, które w ramach roszczeń miałyby przypaść żydowskim organizacjom zajmujących się edukacją na temat holokaustu? Niewykluczone zresztą, że może chodzić tak o jedno, jak i o drugie. Tak jednak czy inaczej – zapomnijmy o polsko – izraelskiej przyjaźni, bo choćbyśmy nie wiem, jak bardzo zaklinali rzeczywistość, to przecież gołym okiem widać, że nie ma tu żadnej przyjaźni, a jeśli już, to taka, o jakiej pisał Winston Churchil, premier Wielkiej Brytanii: jeśli mam takich przyjaciół, to nie potrzebuję już wrogów. Fakty są jakie są i, niestety, pokazują, że po tamtej stronie są tylko zimne interesy I dodam – brudne interesy, oparte na zwalczaniu prawdy i szerzeniu kłamstw. Co w tej sytuacji robić? Nieprawdą jest, że nie ma dobrego wyjścia, jak zdążyli już obwieścić siedzący okrakiem na barykadzie niektórzy publicyści. Najlepszą i jedyną drogą na wyjście z tej patowej sytuacji jest, jak zawsze, droga prawdy. Dokładnie tak, jak uczył święty naszych czasów, ksiądz Jerzy Popiełuszko: „jesteście w mroku, we mgle i nie wiecie, w którą pójść stronę? Idźcie drogą prawdy, a wszystko stanie się proste”. Były polskie obozy koncentracyjne czy nie były? Byliśmy narodem nazistów czy nie byliśmy? Jesteśmy po stronie katów czy ofiar? Wszyscy Polacy znają odpowiedzi na te pytania - ale nie zna ich świat. Mówienie o „polskich obozach koncentracyjnych” – „bo przecież były ulokowane w Polsce”, jak tłumaczą obrońcy tego terminu – jest równie absurdalne, jak mówienie na przykład o „żydowskich obozach koncentracyjnych”, bo przecież w większości byli zamykani w nich Żydzi. Można użyć nazewnictwa sięgającego do geografii – dlaczego nie można do statystyki? Rzeczywistość można relatywizować na wiele sposobów, ale to droga donikąd. Dlatego jedyną droga, która ma szansę zatrzymać to szaleństwo, jest droga prawdy. Kropka. I dlatego od polskich władz i od polskiego rządu oczekuję, iż bez względu na wszystko, bez względu na naciski z takiej czy innej strony, nie zatrzyma się wpół drogi i będzie twardo egzekwować wprowadzone właśnie prawo, i to w stosunku do absolutnie każdego, kto śmie mówić o „polskich obozach śmierci”. A jeżeli to oznacza nadwątlenie relacji z niektórymi państwami? Trudno. Być może taka jest cena walki o prawdę. I oby była to ostatnia walka o prawdę w tej najbardziej oczywistej z oczywistych, sprawie.
Wojciech Sumliński   
sumlinski.pl "














































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz