31.05.2016
28.05.2016
Budzący się 33 - gotowanie europejskich żab w kotle masonów
http://wiadomosci.onet.pl/swiat/syryjski-dziennikarz-ostrzega-przed-umowa-ue-turcja-to-wielki-blad/cdbwdf
"To jest cierpliwa polityka małych kroków, świetnie zaplanowana i zorganizowana akcja, mająca spowodować dezintegrację europejskich społeczeństw, rozwój radykalnych, nacjonalistycznych organizacji i napływ do Europy jak największej liczby uchodźców, w tym dżihadystów"
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/czy-premier-szydlo-pojdzie-na-wojne-z-bruksela/6wgbrc
"Polski rząd stoi przed dylematem. Albo będzie dążył do kompromisu za wszelką cenę, albo przyjmie wyzwanie Komisji Europejskiej (KE). Nie ma drogi pośredniej.
Wybór właściwej strategii zależy od rozpoznania prawdziwych intencji Brukseli. Od tego, czy rzeczywiście zależy jej na przestrzeganiu reguł praworządności w Polsce, czy też ma zupełnie inny cel na oku.
Troska Komisji o praworządność nie jest wiarygodna. Nie reaguje ona bowiem na rzeczywiste naruszenia praw podstawowych w kandydującej do UE Turcji. Nie zrobiła również nic, by w trakcie negocjowania umowy ws. rozwiązania kryzysu migracyjnego wymusić na Ankarze chociażby minimalny standard przestrzegania praw człowieka. Prezydent Erdogan, który wypowiada regularną wojnę swoim obywatelom, brutalnie pacyfikuje opozycję i zamyka w więzieniach opozycję, jest dobry. A prezes Kaczyński, który chce ograniczyć wszechwładzę Trybunału Konstytucyjnego, jest zły.
Prawda jest taka, że sama Komisja Europejska ciężko zawiniła w ostatnich latach. Powinna być strażniczką traktatów, a nie zrobiła nic, gdy mocarstwa unijne nagminnie je łamały. W trakcie trwającego od 5 lat kryzysu zadłużeniowego przymykała oko na pompowanie setek miliardów euro do budżetów bankrutujących państw przez innych członków UE i Europejski Bank Centralny. Tego rodzaju praktyk wprost zabrania Traktat o funkcjonowaniu UE (art. 125). Komisja, tolerując jawne gwałcenie unijnego prawa, stała się współodpowiedzialna za kryzys zadłużeniowy w Europie.
Jakby tego było mało, to tzw. procedura praworządności, którą szef KE Juncker i jego zastępca Timmermans szantażują Polskę, jest bezprawna i bezzasadna. Problem w tym, że Komisja uprawnienia te przyznała sama sobie, czego zabrania jej opisana w traktatach zasada przyznania. Mówi o tym wiele ekspertyz, a przede wszystkim opinia przygotowana przez służby prawne Rady UE, według której nadzór Komisji nad ochroną praworządności jest niezgodny z zasadą przyznania a w traktatach nie ma podstawy prawnej, która upoważniałaby instytucje unijne do stworzenia nowego mechanizmu nadzoru.
Na dodatek w ostatnich dniach okazało się, że działania Brukseli nie mają żadnych przesłanek faktycznych. Komisja stosując wobec nas bezprawną procedurę nie posiadała żadnej opinii, czy ekspertyzy prawnej!
Nie ma więc najmniejszej wątpliwości, że w sporze tym nie o praworządność chodzi . Gdyby tak rzeczywiście było, to Bruksela zareagowałaby w październiku 2014 roku, gdy Platforma Obywatelska i przewodniczący Trybunału Konstytucyjnego dokonali skoku na konstytucję. W czym więc rzecz?
Jest taka dobra zasada poznawcza: gdy nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Na gruncie stosunków międzynarodowych można ją sformułować tak: gdy nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o interesy mocarstw.
Tak się składa, że rząd premier Szydło zakwestionował prymat mocarstw, wyznaczając kurs na podmiotowość i pierwszeństwo realizacji własnych interesów narodowych. W tym różni się od poprzedniego.
Trudno więc się dziwić, że mocarstwa nie były szczęśliwe z powodu zwycięstwa partii Jarosława Kaczyńskiego.
Wojna wisiała już w powietrzu, gdy premier Szydło sprzeciwiła się polityce migracyjnej Angeli Merkel. Osiągnęła zaś otwartą fazę, gdy Polska uderzyła w realne interesy mocarstw. Realizowany z coraz większym impetem scenariusz uczynienia z naszego kraju samodzielnego gracza na europejskim rynku surowców energetycznych może zmienić reguły geopolityczne i geoekonomiczne w naszym regionie. Podważa sens takich strategicznych projektów jak niemiecko-rosyjskie partnerstwo energetyczne (np. Nord Stream 2).
To nie żarty, gra toczy się o najwyższe stawki, o setki miliardów euro! W walce o władzę i pieniądze mocarstwa nie mają żadnych skrupułów. Nie zawahają się, aby uczynić wszystko, aby pozbyć się rządu, który ma czelność nie traktować priorytetowo ich interesów.
W tym kontekście postępowanie Brukseli wobec Polski staje się oczywiste. Pozycja Komisji w ostatnich latach bardzo osłabła. To nie ona, a mocarstwa odgrywają dziś pierwszoplanową rolę w procesach integracyjnych, to one biorą odpowiedzialność za rozwiązywanie kolejnych kryzysów. Bruksela stała się powolnym narzędziem mocarstw. Dlatego też realizuje wobec Polski politykę Niemiec et consortes. Berlin jest dziś za słaby, aby frontalnie uderzyć w Warszawę. Boi się nie tylko dalszych strat wizerunkowych, ale przede wszystkim powstania antyniemieckiej koalicji w Europie. Otwarcie hegemoniczna polityka musiałaby się spotkać z reakcją innych państw.
A zatem to, czego nie może Angela Merkel, zrobi za nią Frans Timmermans. Taktyka tego ostatniego nie wydaje się zbyt wyrafinowana. Chodzi mu o to, aby konflikt pomiędzy Brukselą i Warszawą tlił się cały czas.
Dlatego ciągle kluczy, raz stawia ultimatum, potem je łagodzi i tak w koło Macieju.
Ma to na celu skompromitowanie rządu PiS w oczach wyborców, zmęczenie ich nierozwiązywalnym konfliktem i w ten sposób otwarcie drogi do władzy tym partiom opozycyjnym, które w swojej polityce uwzględniać będą interesy mocarstw. Plan minimum polega więc na tym, aby za trzy i pół roku w Polsce rządziły „siły odpowiedzialne”, czyli takie, które wiedzą, że nie należy podskakiwać silniejszemu.
Oczywiście Komisja natychmiast zawiesi swoje działania, gdy polski rząd wywiesi „białą flagę”. Wtedy bowiem skompromituje się w dwójnasób, bo wobec swojego twardego elektoratu, który nie daruje tego, że rząd przez pół roku prowadził spór, po to by się poddać.
Jeśli ta diagnoza jest prawdziwa, a więc jeśli celem Komisji jest prowadzenie ciągłej podjazdowej wojny, a nie zawarcie realnego kompromisu, to wybór strategii polskiego rządu staje się oczywisty: trzeba przyjąć to wyzwanie, pójść na wojnę oraz przeprowadzić szybką i zwycięską kampanię. Nie ma innego wyjścia.
Rząd musi wybrać tylko dogodny moment i miejsce starcia. Polska ma pełne prawo bronić się przed bezprawną i bezzasadną ingerencją. Im zrobi to głośniej, tym silniej odbije się to w Europie. A przede wszystkim w Wielkiej Brytanii, w której za 4 tygodnie odbędzie się referendum nt. pozostania w Unii. Odpowiednio przeprowadzona kampania informacyjna, której celem będzie pokazanie, że stosunek Brukseli do Warszawy potwierdza wszystkie najgorsze stereotypy brytyjskich eurosceptyków, może zaważyć na wyniku głosowania na Wyspach. A zatem to polski rząd winien wysłać ultimatum Komisji. Z pierwszej okazji nie skorzystał, kiedy styczniu i lutym negocjowano porozumienie o specjalnym statusie Wielkiej Brytanii w UE.
Polscy dyplomaci powinni przestać używać argumentu, że taka kampania może doprowadzić do Brexitu, który nie jest w naszym interesie. Dla nich ważniejsze bowiem powinno być utrzymanie się przy władzy rządu Szydło, aniżeli rządu Camerona. Poza tym gdyby Cameronowi tak bardzo zależało na Polsce, to sam zwróciłby się do Komisji, aby dała nam spokój, bo jej ingerencja negatywnie wpłynie na referendum. Jednak nasz „strategiczny” partner ani myśli ruszyć palcem w naszej obronie, albowiem jest mocarstwem, które z zasady ma w głębokim poważaniu biedne kraje peryferyjne Europy.
Wiele wskazuje, że groźba gry na Brexit mogłaby przynieść skutek. W ubiegłym tygodniu Komisja przedstawiła Polsce ultimatum, a gdy premier Szydło w odpowiedzi przypomniała tylko, że Polska jest krajem suwerennym, natychmiast spuściła z tonu. Nie ogłosiła żadnej opinii o rzekomym łamaniu demokracji w Polsce. A to dlatego, że taka ingerencja w wewnętrzne porządki państwa członkowskiego z pewnością znalazłaby natychmiastowy oddźwięk na Wyspach.
Polityka to umiejętność dostrzeżenia i wykorzystania nadarzającej się okazji. Jeśli rząd nie przeprowadzi zwycięskiej i szybkiej kampanii, to albo prędzej czy później się podda, albo będzie ponosił wizerunkowe straty z powodu trwającego w nieskończoność sporu z Brukselą".
AA
26.05.2016
25.05.2016
Budzący się 30 - BESTII CIAŁO
http://wiadomosci.onet.pl/prasa/rewolucje-czas-zaczac/3qb6qr
"Przedstawił się jako "John Doe", proponując redakcji "Süddeutsche Zeitung" dokumenty znane jako "Papiery z Panamy", które wyciekły z kancelarii Mossack Fonseca. Anonimowy demaskator nie chciał ujawnić swej tożsamości. Po wielu miesiącach przerwał milczenie. Po raz pierwszy zabrał głos na forum publicznym za pośrednictwem autorskiego manifestu.
Nierówności w dochodach, rosnąca przepaść między bogatymi i biednymi są jednymi z kluczowych wyzwań naszych czasów. Dotyczą wszystkich bez wyjątku, na całym świecie. (...)
"Papiery z Panamy" kryją odpowiedź o przyczynę wszechobecnej, codziennej korupcji. Nie jest dziełem przypadku, że odpowiedź pochodzi akurat z kancelarii prawnej. Mossack Fonsecka jest czymś więcej niż zwykłym trybikiem w machinie "zarządzania majątkiem i optymalizacji podatkowej". Od dziesięcioleci kancelaria działała w interesie przestępców, wykorzystując posiadane wpływy do tworzenia i obchodzenia przepisów prawa na świecie. (...)
Spółki fasadowe kojarzy się często z procederem unikania płacenia podatków. "Papiery z Panamy" nie pozostawiają cienia wątpliwości: nawet jeśli tego rodzaju spółki nie są nielegalne w świetle definicji prawa,
to wykorzystuje się je do szerokiego spektrum przestępstw, znacznie groźniejszych w skutkach niż oszustwa podatkowe. (...)
Na przestrzeni pół wieku władze ustawodawcze, wykonawcze i sądownicze poniosły sromotną klęskę w walce z rajami podatkowymi, rozprzestrzeniającymi się na kuli ziemskiej jak złośliwy nowotwór.
Nawet teraz, gdy władze Panamy zapewniają, że nie chcą, by ich kraj kojarzono wyłącznie z wyciekiem "Papierów z Panamy", postanowiły wziąć pod lupę tylko działalność kancelarii Mossack Fonsecka – jednego z wielu koników obracających się na karuzeli rajów podatkowych. Cóż za wygodna strategia.
Zawiodły na całej linii banki, instytucje nadzoru finansowego i organy skarbowe. Podejmowały decyzje chroniące bogatych i uderzające w klasę średnią oraz grupy o niskich dochodach.
Zawiodło sądownictwo: opieszałe i nieefektywne. Sędziowie zbyt często dawali posłuch argumentom bogaczy. Ich prawnicy, nie tylko z kancelarii Mosack Fonseca, są mistrzami w przestrzeganiu litery prawa, a jednocześnie robią wszystko, co w ich mocy, by splugawić ducha praworządności.
Zawiodły środki masowego przekazu. Wiele stacji telewizyjnych jest żałosną parodią dawnych siebie.
Wśród miliarderów zapanowała moda na kupowanie gazet, by ograniczyć pojawianie się krytycznych artykułów o bogaczach i superbogaczach.
Poważnym dziennikarzom śledczym brakuje środków finansowych. Skutki są opłakane: wbrew licznym twierdzeniom oprócz "Süddeutsche Zeitung" i ICIJ także redakcje innych opiniotwórczych mediów miały dostęp do "Papierów z Panamy" i zrezygnowały z zajmowania się tym tematem. To smutna prawda, ale niektóre spośród najbardziej znanych i wpływowych organizacji medialnych na świecie nie były zainteresowane nagłośnieniem tematu.
Nawet Wikileaks nie odpowiedziała na moje wielokrotne zapytania.
Jednak przede wszystkim zawiedli prawnicy.
Demokracja potrzebuje odpowiedzialnych jednostek rozumiejących i przestrzegających zasad prawa, a nie takich, które rozumieją prawo i bez skrupułów go nadużywają. Szeregowi prawnicy są tak skorumpowani, że konieczne są głębokie zmiany w etyce zawodowej, znacznie poważniejsze od dotychczasowych propozycji. Pojęcie etyki prawniczej, na której opiera się kodeks postępowania i uprawnienia do wykonywania zawodu, skarlało do wyświechtanego frazesu, pustej figury retorycznej.
Kancelaria Mossack Fonseca nie działała w próżni: Jürgen Mossack miał sojuszników i klientów praktycznie w każdym kraju na świecie bez względu na liczne kary i udokumentowane naruszenia regulacji. (...) Kto ma dużo pieniędzy zawsze znajdzie usłużnego prawnika, czy to w osobie kancelarii Mossack Fonseca, czy innej, której nazwy nie znamy.
Konsekwencją powyższych porażek jest upadek moralny społeczeństwa i nowego systemu, wciąż nazywanego kapitalizmem, a w rzeczywistości będącego niczym innym jak niewolnictwem ekonomicznym.
W systemie, naszym systemie, niewolnicy nie są świadomi swego statusu, nie znają swych panów żyjących w świecie równoległym, a niewidzialne kajdany starannie ukryto pod stosem zawiłych aktów prawnych. Globalny rozmiar szkód powinien wybudzić nas z letargu.
Powód do niepokoju jest tym większy, że alarm wszczął pojedynczy whistleblower. To sygnał świadczący o tym, że zawiodły mechanizmy kontrolne demokracji i doszło do awarii całego systemu o skutkach trudnych do przewidzenia. Nadszedł czas na konkretne działania i postawienie właściwych pytań.
Historycy doskonale wiedzą, że podniesienie podatków czy nierówny podział władzy doprowadziły w przeszłości do wybuchu wielu rewolucji.
Dawniej wojsko było skutecznym narzędziem ciemiężenia społeczeństwa. Obecnie podobną, a może nawet efektywniejszą rolę pełni odcięcie społeczeństwa od dostępu do informacji, nawet jeśli odbywa się ono w sposób zawoalowany. Na szczęście żyjemy w czasach dogodnych systemów do przechowywania danych i szybkich łączy internetowych działających ponad granicami państw. Wszystko wskazuje na to, że czeka nas kolejna rewolucja cyfrowa".
AA
22.05.2016
4.05.2016
Budzący się 28 - zła czarownica z zachodu
Niech Was nie zwiedzie poczciwy uśmiech tej czarnej wiedźmy...
Cała prawda całą dobę, wypsknęło się nieco zbrodniczym, rasistowskim lewakom i liberałom planującym największe ludobójstwo w historii ludzkości - zagładę rdzennych narodów Europy. Jak widzimy planują długoterminowo, w ciągu kilku dekad chcą do Polski sprowadzić 30 milionów islamskich "uchodźców", co oznacza kompletną wymianę narodowościową populacji, bo znacznie wcześniej starzejący się Polacy będą eksterminowani jak Tutsi przez Hutu w Rwandzie...
Dodaj napis |
AA
1.05.2016
Budzący się 26 - biali murzyni
Zamieszanie wciąż rośnie, gęstnieją mroczne chmury, a na horyzoncie rysuje się już czarny wir nieuchronnie nadciągającego potężnego tornado...
Nie pomógł jak dotąd kubeł zimnej wody wylany na złą czarownicę z zachodu, bo ta opętana przez współczesne demony, nadal stroi się w zielone ciuszki i grzebie uparcie przy beczce Pandory. Chyba Dorotka znów musi ruszyć do akcji, by na mocy boskich praw, których ślady odnajdujemy choćby w fenomenie synchroniczności, wyeliminować dwie złe czarownice, tą ze wschodu i tą z zachodu....
http://okop.salon24.pl/708707,totalny-pucz-czyli-rozwazania-o-plantacji
"Totalny pucz, czyli rozważania o plantacji
Polityczna sytuacja w Polsce od dłuższego czasu przypomina ten rodzaj pogody, jaką synoptycy nazywają dynamiczną. O ile jeszcze nie tak dawno konfrontacja zwycięskiego w wyborach PiS z betonem III RP eskalowała w formę pełzającej, hybrydowej wojny domowej, w której - jak to na wojnie bywa - obydwie strony zaklinowały się w wielkiej bitwie (o Trybunał Konstytucyjny) , a na innych frontach ostrzeliwali się wzajemnie, to obecnie jak na dłoni widać, że obóz III RP ani myśli tej wojny kontynuować i całkiem jawnie zmierza w kierunku przeprowadzenia najprawdziwszego zamachu stanu czyli puczu.
Polskie realia co prawda wykluczają scenariusz klasycznego puczu, w którym przejęcie władzy odbywa się przy udziale, lub za zgodą wysokich rangą wojskowych, w wyniku czego siły zbrojne stają się głównym aktorem wydarzeń, ale pozostałe cechy definicji puczu są całkowicie spełnione. Polski pucz realizują osoby, które już należały do istniejącej elity władzy i które doskonale wiedzą, jak rozregulować tryby normalnego toku życia politycznego i porządku instytucjonalnego, mając na celu obalenie demokratycznie wybranej, legalnej władzy.
W normalnie funkcjonującym państwie, tego rodzaju podżegacze i wichrzyciele, a pisząc dosadniej - zdrajcy, zostaliby aresztowani i surowo osądzeni. W normalnie funkcjonującym państwie, nie do pomyślenia jest publiczne nawoływanie do masowego przeciwstawiania się legalnemu rządowi, do jego medialnego oczerniania i szydzenia, do odwoływania się w zagranicznych, obcych Polsce instytucjach, które wzywa się do antypolskich działań. W normalnie funkcjonującym państwie, opozycja jest opozycją, a nie ośrodkiem puczystów, pełniącego także rolę przytułku dla aferzystów, ignorantów i kolaborantów , byli prezydenci nie występują przeciwko demokratycznie wybranym rządzącym, choćby z nową władzą głęboko się nie zgadzali. W normalnie funkcjonującym państwie, nikomu do głowy nie przychodzi jawne stawianie się prawu: Konstytucji i aktom prawnym wydawanym przez rząd.
W normalnie funkcjonującym państwie, 80% mediów nie należy do obcego kapitału państwa które od zarania dziejów, było zawsze śmiertelnym wrogiem.
Można jeszcze długo wyliczać, co i jak funkcjonuje w normalnie funkcjonującym państwie, ale wszystkie tego typu argumenty zmierzają do jedynego słusznego wniosku: Polsce daleko do normalności. " Rozkminianie" dlaczego tak jest, to temat z gatunku mission impossible, ale na dwie przyczyny tego stanu rzeczy warto zwrócić szczególną uwagę.
Po pierwsze, znaczna część społeczeństwa zwyczajnie skretyniała - brak jej elementarnej wiedzy historycznej i politycznej, brak fundamentalnej zdolności analitycznego myślenia i obiektywnej oceny sytuacji.
Pozostawię otwartym pytanie, czy owo skretynienie to efekt cywilizacji mediów elektronicznych, czy raczej skutek permanentnej propagandy III RP, wmawiającej Polakom, że jest och i ach. Prawda zapewne leży gdzieś po środku. My Polacy, jak mało który naród mieliśmy silne parcie na "bycie" w zachodniej Europie, która w komunistycznej niewoli jawiła się jako uosobienie wolności i dobrobytu. Zderzenie z rzeczywistością tego wyimaginowanego raju, była (i jest) jednocześnie zderzeniem pokoleń wywodzących się ze środowisk konserwatywnych - w których zawsze na pierwszym miejscu jest chrześcijański system wartości, patriotyzm i głęboko zakorzeniona polskość, i pokoleń "homo sovieticus", którzy przepoczwarzyli się w lemingi, zadowolone z europejskości ciepłej wody w kranie. To - innymi słowy - euroentuzjaści "mimo wszystko", dla których bez znaczenia jest rzeczywista rola Polski w Europie a wolność oznacza przyjęcie zachodnich wartości, które są dokładną odwrotnością wartości naszych ojców i przodków, o których zresztą najlepiej zapomnieć, bo to przecież kołtuństwo było.
Pozostawię otwartym pytanie, czy owo skretynienie to efekt cywilizacji mediów elektronicznych, czy raczej skutek permanentnej propagandy III RP, wmawiającej Polakom, że jest och i ach. Prawda zapewne leży gdzieś po środku. My Polacy, jak mało który naród mieliśmy silne parcie na "bycie" w zachodniej Europie, która w komunistycznej niewoli jawiła się jako uosobienie wolności i dobrobytu. Zderzenie z rzeczywistością tego wyimaginowanego raju, była (i jest) jednocześnie zderzeniem pokoleń wywodzących się ze środowisk konserwatywnych - w których zawsze na pierwszym miejscu jest chrześcijański system wartości, patriotyzm i głęboko zakorzeniona polskość, i pokoleń "homo sovieticus", którzy przepoczwarzyli się w lemingi, zadowolone z europejskości ciepłej wody w kranie. To - innymi słowy - euroentuzjaści "mimo wszystko", dla których bez znaczenia jest rzeczywista rola Polski w Europie a wolność oznacza przyjęcie zachodnich wartości, które są dokładną odwrotnością wartości naszych ojców i przodków, o których zresztą najlepiej zapomnieć, bo to przecież kołtuństwo było.
Zachłysnęli się się oni tym zachodem, właściwie udławili nawet, stając się jednocześnie idealnym celem propagandowej manipulacji, prowadzonej na taką skalę i takimi środkami, o jakich "komunie" się nie śniło. Łykają zatem jak pelikany wszystko to, co świetnie zorganizowane media im "rzucają" i śmiem twierdzić, że pod tym względem niczym nie różnią się od indoktrynowanych od urodzenia Koreańczyków pod rządami dynastii Kimów.
Po drugie, położenie geopolityczne Polski jest takie, że dla naszych wielkich sąsiadów byliśmy i jesteśmy jednocześnie i solą w oku, bękartem Europy i łakomym, sutym kąskiem - plantacją, liczną w zasoby nieźle wykwalifikowanych murzynów. Skrajną naiwnością jest wiara w niemiecką bezinteresowność i niemieckie poczucie winy po II wojnie światowej.
Niemiecki wirus panowania przynajmniej nad Europą nadal ma się świetnie, zmieniły się jedynie środki - militarny blitzkrieg ustąpił genialnej broni masowego rażenia, jakimi są narzędzia ekonomicznego nacisku i propagandy. Stawiam kontrowersyjną tezę, ze gdyby Hitler wpadł na pomysł założenia Unii Europejskiej, to zapewne dzisiaj zamiast flagi z okręgiem dwunastu złotych pentagramów na lazurowym tle, w Brukseli powiewałaby flaga z zupełnie innymi symbolami.
I tu jest sedno polskiej nienormalności - część "murzynów" się zbuntowała, przeganiając dotychczasowych nadzorców, którzy dotąd gorliwie służyli "właścicielom", a ci uruchamiają wszelkie środki, żeby przywrócić stary porządek.
Jazgot niemieckich mediów w Niemczech i w Polsce przybrał rozmiary bezprecedensowe i niespotykane w relacjach między dwoma państwami.
Jazgot niemieckich mediów w Niemczech i w Polsce przybrał rozmiary bezprecedensowe i niespotykane w relacjach między dwoma państwami.
Ataki na nowe polskie władze przybierają niekiedy formę irracjonalną i absurdalną, ale przecież rzeczowa argumentacja jest w tym wypadku zbędna, a nawet szkodliwa - liczy się ciągły ostrzał, w którym głównym celem jest kartofel Kaczyński i jego nacjonalistyczna partia, która przegoniła i przegania potulnych nadzorców plantacji. Przecież to ci nadzorcy z nienormalności uczynili ważny i chyba kluczowy element swojej władzy, zatem wszelkie formy przywracania normalności grzebie w sposób nieodwracalny możliwości powrotu do plantacyjnych porządków III RP.
Wszelkie eksponowane przez medialny jazgot wydarzenia typu Trybunał Konstytucyjny, pisowskie ustawy, rzekome działania antydemokratyczne, przeplatane atakami na Agatę Dudę, szydzenie z obchodów smoleńskich i oddawania godności żołnierzom wyklętym, wątki antyreligijne i światopoglądowe mają - moim zdaniem - znacznie zupełnie drugorzędne i są swojego rodzaju dymną zasłoną dla cichego, przeprowadzanego w białych rękawiczkach zamachu stanu, puczu w środku "demokratycznej" Europy.
Na całe szczęście, mocodawcy puczystów maja problem: ordnung się sypie za sprawą muzułmanów i coraz śmielszym ruchom "antyordnungowym" w Europie. To musi się posypać, jedyne pytanie: kiedy? Ale to już zupełnie inny temat".
AA
Subskrybuj:
Posty (Atom)